Jednak jest duch w narodzie! A nawet: jest Duch w narodzie naszym…! Ale po kolei…
Skoro alpiniści zdobywają Alpy, taternicy wyprawiają się w Tatry, a himalaiści ruszają w dalekie Himalaje, więc nasz swojski zdobywca Bruszni to „brusznik”.
Brusznik, brusznik – nie mylić z „bruszniakiem”, który troszkę przypomina „próżniaka”!
Brusznik, podobnie jak górnik, czyli brusznicy niczym górnicy, a nawet górnicy Staszicowscy, dzielni ludzie, którym nieobcy jest trud i wysiłek.
Takich pracowitych i pobożnych ludzi zawsze nam trzeba! Wiadomo – ora et labora!
Otóż pewien BRUSZNIK (naprawdę, nie wiemy, kim jest ta pobożna, poczciwa dusza) odnowił kapliczkę Matki Bożej Częstochowskiej, którą mijajmy, idąc na Brusznię. Nie tyle „mijamy”, co zatrzymujemy się tam, by uczynić znak krzyża i odmówić jedną Zdrowaśkę.
Cóż powiedzieć? Gdy wokół tyle bezbożności i profanacji… warto wspinać się na Brusznię!
A w tej wędrówce zatrzymać się, jako pobożny brusznik, pod kapliczką umieszczoną na betonowym krzyżu, i zmówić małą modlitwę pielgrzyma: Maryjo, Królowo Polski, módl się za nami!