W tej chwili muszę na nowo podjąć słowa cytowanego wcześniej Ojca Kościoła [św. Jana Chryzostoma]: „Nie chcę, abyś, słuchaczu, przechodził obojętnie wobec tak wielkich tajemnic, zostaje bowiem jeszcze inny i tajemny sens”. Stwierdzenie Apostoła, że „Chrystus umiłował Kościół” zawiera w sobie pytanie, które rozbrzmiewa w naszym otoczeniu: Chrystus umiłował Kościół, a ty? Czy ty miłujesz Kościół?
„Nikt nie odnosi się z nienawiścią do własnego ciała”, to znaczy do własnej oblubienicy – tym bardziej Chrystus. Bracie, dlaczego więc mówisz: „Chrystus – tak, Kościół – nie”? Dlaczego z taką łatwością wyciągasz oskarżający palec w kierunku twej matki, mówiąc: „Kościół myli się w tym… Kościół błądzi w tamtym… Kościół winien powiedzieć… Kościół powinien zrobić…” Kim ty jesteś, że się ośmielasz podnosić rękę na Moją oblubienicę, którą miłuję? – pyta Pan. „Gdzie ten list rozwodowy waszej matki, na mocy którego ją odprawiłem”, mówi Bóg przez proroka Izajasza (Iz 50,1). „Gdzie jest napisane, że Ja odrzuciłem waszą matkę, Kościół; że ona nie jest już moją oblubienicą?” – myślę, że te słowa skierowane są do wielu współczesnych chrześcijan.
Kościół jest „kamieniem odrzuconym przez budujących” (budowniczych współczesnej świeckiej cywilizacji); jest małżonką oddaloną, lecz oddaloną przez ludzi, a nie przez Boga, gdyż Bóg pozostaje wierny. W niektórych częściach świata istnieje odpowiedni termin na określenie tej kategorii wierzących, która uznaje Boga, ale odrzuca Kościół: „unchurched Christians – bezkościelni chrześcijanie”. Ci bezkościelni chrześcijanie nie zdają sobie sprawy z tego, że pozbawiają się nie tylko Kościoła, ale także Chrystusa (chyba, że wytłumaczy ich ignorancja lub dobra wola). To, co Jezus powiedział na temat małżeństwa: „Co Bóg złączył, niech człowiek nie rozdziela” (Mt 19,6), jeszcze bardziej odnosi się do jedności Chrystusa i Kościoła.
Kto nie miłuje Kościoła (przynajmniej wtedy, kiedy już go poznał), nie miłuje Chrystusa. „Nie może mieć Boga za Ojca ten, kto nie ma Kościoła za matkę” [św. Cyprian]. Mieć Kościół za matkę nie oznacza tylko zostać w Kościele ochrzczonym, lecz także – szanować go, respektować, kochać jak matkę, być z nim solidarnym na dobre i na złe.
Jeśli ktoś spojrzy na witraż któregoś ze starych kościołów od strony zewnętrznej, z ulicy, poza kawałkami ciemnego szkła posklejanymi paskami czarnego ołowiu nie dostrzeże nic ciekawego; kiedy jednak zdecyduje się przestąpić próg kościoła i spojrzy nań od wewnątrz, pod światło, wtedy olśni go widowisko kolorów i form zapierających mu dech w piersiach. Podobnie dzieje się z Kościołem. Kto patrzy nań od zewnątrz, oczyma świata, widzi jedynie ciemne strony i nędze, lecz kto spogląda od wewnątrz, oczyma wiary, czując się jego cząstką, zobaczy to, co św. Paweł: wspaniała budowlę, cudownie zespolone ciało, oblubienicę bez skazy, wielkie misterium! Kto patrzy od tyłu Bazyliki Św. Piotra na okno, które mamy przed oczyma, nie dostrzega nic nadzwyczajnego, jedynie ciemną szybę; zaś my, którzy jesteśmy tutaj, widzimy świetlaną gołębicę – symbol Ducha Świętego.
(Raniero Cantalamessa, „Moc Krzyża. Medytacje watykańskie II”, tł. M. Przeczewski OFMCap, Kraków 2003, s. 39-41)