Aktualności

Czym jest dla mnie Msza święta? – I

Poniżej dziesięć refleksji eucharystycznych do lektury w kolejne dni majowe. Nie tylko dla uczestników nabożeństw majowych…

 

REFLEKSJE UBOGIE

1 maja

Trzydzieści pięć lat temu, z racji II Krajowego Kongresu Eucharystycznego, ukazała się książka pt. „Czym jest dla mnie Msza święta?” (z inicjatywy warszawskiego Duszpasterstwa Środowisk Twórczych). Na tytułowe pytanie o miejsce Eucharystii w swoim życiu odpowiedziało ponad 60 osób; teologów, artystów, pisarzy, aktorów, poetów, naukowców, dziennikarzy (44 osób świeckich i 18 duchownych). Powstała „książka ubogich – jak pisze we wstępie Ksiądz Prymas Józef Glemp – prawdziwe bogactwo jest bowiem po stronie Boga (…) człowiek lubi mówić o sobie, a trudniej jest mu mówić o Bogu. Dzieje się tak dlatego, że za mało wsłuchuje się w to, co mówi Bóg”.

Zdumiewające jest to, że „o Mszy świętej wiemy tak mało! Stajemy biedni wobec tajemnicy Eucharystii, a przede wszystkim wobec zawartej w niej tajemnicy miłości”. Zdumiewające, że słowa Kardynała – wypowiedziane we Wtorek Wielkanocny 1987 roku, w przededniu III Pielgrzymki Jana Pawła II do Ojczyzny – ciągle są tak bardzo aktualne.

Tym bardziej w ten majowy czas garnijmy się do Matki Najświętszej, naszej Matki i Królowej, Matki Miłosierdzia i Królowej Polski, abyśmy jak Ona uwielbiali Tego, który powiedział: „Kto spożywa moje Ciało i Krew moją pije, ma życie wieczne, a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym”. 

Trzecia niedziela wielkanocna zaprasza nas wszystkich do śpiewania majówki, do wspólnej wędrówki do domu Matki, na Jasną Górę, a jeszcze dokładniej na Jasną Górę Zwycięstwa. Przyjść tutaj może każdy, nawet największy obwieś i łotr! Nie tylko może, ale powinien, albowiem każde dziecko potrzebuje matki – a Maryja jest naszą Matką. Majówki to święto Matki Najświętszej, której śpiewamy codziennie wezwania z Litanii Loretańskiej. Każde z tych wezwań to kolejna fotografia naszej ukochanej Mateńki, bez której… no właśnie?

Jak sobie wyobrazić świat bez Matki? Bez Zwiastowania w Nazarecie… Bez Bożego Narodzenia w Betlejem… Bez wielkości Magnificat… Bez „Zdrowaś Maryjo”… Bez tego, co śpiewamy codziennie w godzinie apelu na Jasnej Górze – Maryjo, Matko Jezusa i moja Matko – jestem przy Tobie, pamiętam o Tobie i czuwam na każdy czas!

Jestem, bo Ty jesteś! Pamiętam, bo Ty nigdy nie opuszczasz i nigdy nie zapominasz! Czuwam, ponieważ kocham! Naucz mnie prawdziwej miłości. Naucz życia, które potrafi podążać śladami Twojego Syna, który do końca nas umiłował. Naucz mnie, Matko, jak odpowiedzieć całym sercem na pytanie, które Pan Jezus postawił Piotrowi: Szymonie, czy miłujesz Mnie? Jak odpowiedzieć na to wielkie wezwanie: Pójdź za Mną!

Od dzisiaj maj… a zatem wiwat maj, i pierwszy dzień maja, i drugi, i trzeci! I jeszcze trzydziesty pierwszy – niechaj cały majowy czas stanie się pieśnią dla naszej Matki. Niechaj umajone będą nasze serca i nasze rodziny. Poprośmy naszą Matkę, aby poprowadziła nas drogami Eucharystii, tego wielkiego dziękczynienia, które jest każdego dnia na odległość serca. Niechaj nasze zdumienie nad cudem Eucharystii przerodzi się w modlitwę zachwytu: oto Bóg zamieszkał pośród nas, pragnie karmić nas Chlebem swojej miłości. Skoro zdumiewające jest, że o Mszy świętej wiemy tak mało, skoro stajemy „biedni” wobec tajemnicy Eucharystii, niechaj Matka Najświętsza przybędzie nam z pomocą.

 

RADOSNA UFNOŚĆ

2 maja

Głodomory i żarłoki w dzisiejszej Ewangelii biegną za Jezusem, bo wiedzą, że z Nim nie zginą. Chleb rozmnoży, wino zamieni w wodę… Ach, przecież było odwrotnie: wodę zamienił w wino! Dziwna ta pomyłka, ale daje do myślenia! Czyż nie podobnie postępujemy w naszym życiu? Wino zmieniamy w wodę, a serce w kamień. Zamiast dobroci dyszymy złością i gniewem. I nawet na Boga patrzymy z nieufnością. Czego On od nas chce?

Skoro tyle nam nieustannie daje, więc na pewno oczekuje, że Mu się w końcu odwdzięczymy? Skoro daje nie tylko chleb, ale życie, zdolność do miłości, wspaniały świat, a na nim tylu ludzi, abyśmy mieli z kim iść przez życie. Skoro daje tyle dni szczęśliwych i radosnych, które… szybko zapominamy, bo nasza pamięć rejestruje tylko nieszczęścia i problemy. Ciągle narzekamy i nie mamy cierpliwości, by czekać na szczęśliwy finał.

Popatrzmy na żarłoków i obiboków w dzisiejszej Ewangelii. Pan Jezus dobrze wie, dlaczego Go szukają! Oni chcą słodkiego, miłego życia, bez kłopotów i problemów, z pełnym żołądkiem (i pustą głową – dodajmy ze smutkiem). Takie twarde słowa kieruje do nich Pan Jezus, aby… wywołać reakcję buntu. Ależ skąd – krzyczą głodomory i darmozjady – wcale nie chodzi o jedzenie i picie, o dach nad głową, o święty spokój.

A zatem o co chodzi? – postawmy to kłopotliwe pytanie. Chodzi o coś więcej – odpowiadają zasmuceni. O co…? – bądźmy nieustępliwi jak Ojciec Mateusz w kryminalnym Sandomierzu. Milczą, ale po chwili szeptem mówią, patrząc nam prosto w oczy:

CHODZI O NIEBO… o szczęście bez końca.

Tak naprawdę zawsze to jest najważniejsze: Chleb, który daje życie, Chleb życia wiecznego. Łaska zbawienia. I ta radosna ufność, że Ojciec, który jest w Chlebie, zaprosi nas do nieba. Ufność, że Jezus Eucharystyczny nie pozwoli, byśmy zginęli w ciemnościach. I dlatego nieustannie zaprasza na Mszę świętą… Posłuchajmy wyznania pewnej dziennikarki, która odpowiada na pytanie, czym jest dla niej Msza święta?

Jeszcze nie umiem skupić się, tak jakbym chciała na Mszy świętej. Przeżywam tylko bardzo ulotne chwile, kiedy zdaje mi się, że rozmawiam z Panem. Najczęściej zresztą rozmawiam w ten sposób z Matką Bożą, może dlatego, że do Niej zaczęłam się modlić najwcześniej. (…) Podczas Eucharystii zawsze mam poczucie obcowania z Panem, rozmowy z Bogiem, mimo że czasem myśl ucieka dokądś daleko od miejsca, gdzie jestem. Na pytanie czym jest dla mnie Msza święta, mogę dzisiaj tylko tyle powiedzieć, że jest chwilą szczerej z mojej strony, choć nie zawsze jeszcze, a nawet bardzo rzadko udolnej, rozmowy z Bogiem. Chwilą, kiedy i dziękuję, i proszę, i po prostu chcę chwalić Go i wielbić. Wszystko to ciągle bardzo mało. Czuję, że mało i że ta rozmowa jest wciąż jednostronna. Bóg mówi do mnie, a ja czasem się, bardzo kiepsko i głupio, odzywam. Dlatego zdaje mi się, że jeszcze stoję przed progiem. Wierzę jednak niezachwianie, że uda mi się ten próg przestąpić, bo wierzę w słowa zasłyszane kiedyś podczas Mszy świętej, iż Pan nikogo nigdy nie opuści.

W całej Polsce dzisiaj Dzień Flagi. Stajemy pod sztandarem naszych ojców, pamiętając o miłości do naszej Ojczyzny. Stają przedszkolaki ze swoją panią, która uczy ich trudnej sztuki pisania w języku Sienkiewicza, Gombrowicza… i jeszcze Norwida. Stają pod sztandarem staruszkowie – z Powstania Warszawskiego i spod Monte Cassino. „Jeszcze Polska nie zginęła, kiedy my żyjemy”. Ten sztandar to Bóg i wiara, honor i Ojczyzna, i jeszcze rodzina. Na sztandarze biały orzeł, dumny znak dumnego rodu Polaków.

A pod sztandarem wszyscy nasi Polscy Święci. Od Wojciecha i Stanisława – do Jana Pawła II i Ojców Franciszkanów, zabitych w Peru. Oto jest armia Polaków, ludzi, którzy przez wieki pokładali w Bogu swoją nadzieję. Tych, którzy całowali krzyż święty i nieśli przed sobą ikonę Maryi jako znak swojej wiary! Tak czynili tysiąc lat temu – tak czynią i dzisiaj. Dlatego inne narody patrzą na nich z podziwem – „Oto lud Bogurodzicy, dzieci Niepokalanej, która jest ich Królową i Matką”.

Biegnijmy zatem do świątyń, do kościołów i kaplic, aby podczas Eucharystii dziękować Panu Bogu za naszą Ojczyznę. Dziękować podczas Mszy świętej, bowiem to ona jest najważniejszym momentem dnia i czasem najserdeczniejszych i najszczerszych rozmów z Bogiem. Msza święta stanowi też nieustające zaproszenie do większej gorliwości, do większej miłości. Sprawując ją uczestniczymy w tajemnicy śmierci i zmartwychwstaniu Chrystusa Pana. Także – naszej śmierci. I naszego zmartwychwstania – mocą Jego miłości. Oto źródło i fundament tej radosnej ufności, której uczy nas wiara.

O tym pomyślmy, patrząc na biel i czerwień polskich sztandarów, 2 maja 2022 roku… Pomyślmy już dzisiaj, bo jutro trzeci maja – Święto Królowej Polski. W tej naszej bieli i naszej czerwieni – bardzo Jej do twarzy! Maryjo, Królowo Polski… módl się na nami!

 

WIELKA TAJEMNICA

3 maja

Na Kalwarii trzy krzyże. Pod krzyżem Jezusa stoi Maryja i Jan, czyli uczeń umiłowany. To Jan stanie się za chwilę autorem Ewangelii, trzech listów i Apokalipsy. Milczy pod krzyżem, ale jego serce zbiera wszystkie słowa i obrazy, aby powstał wielki opis dziejów zbawienia. I właśnie do niego Pan Jezus mówi – Oto Matka twoja!

Każdy z nas jest dzisiaj Janem. Maryja to nasza Matka, w Niej pokładamy naszą nadzieję. Matka Najświętsza. Cicha i piękna jak wiosna.

Serdeczna Matka. Bogurodzica Dziewica.

Czarna Madonna. Po prostu – Matka!

Do Niej pielgrzymujemy spod Giewontu i znad polskiego Bałtyku. Do Niej kierujemy swoje szepty i westchnienia. Zdrowaśki, litanie, różańce, godzinki, roraty i Anioł Pański, gdy biją dzwony. To Jej powierzamy tych, którzy odchodzą z tego świata, śpiewając Salve Regina – Witaj Królowo, Matko Miłosierdzia…

I do nas, jak do apostoła Jana, skierowane są słowa: Oto Matka twoja! Skoro Ona jest Matką, więc każdy z nas jest dzieckiem. Dzieckiem Maryi i dzieckiem Kościoła.

Niechaj Niepokalana prowadzi nas drogą miłości i pokory, niechaj otoczy opieką lud, który Ją wybrał na swoją Królową. Matko moja Niepokalana, święty Józefie, Ojcze i Panie mój, Aniele Stróżu mój, wstawiajcie się za nami.

W ciemnościach Golgoty rozjaśnia się wielka tajemnica naszej wiary. Oto Bóg tak umiłował świat, każdego z nas, że Syna swego Jednorodzonego dał, a Ten umarł na drzewie krzyża… Ta największa Tajemnica ponawia się podczas każdej Mszy świętej, podczas każdej Ofiary męki, śmierci i zmartwychwstania Chrystusa Pana. Bóg daje swoje życia jako okup za nas, grzeszników. Za nas, którzy każdą Mszę świętą rozpoczynamy od wyznania „Spowiadam się…”. Spowiadam się, wciąż od nowa powtarzam ze skruchą te słowa – bo nie zostawiłem przed progiem świątyni przyziemnych sporów, małych kłopotów, nędznych niepokojów, to tak jakbym wchodził nie wytarłszy ubłoconych butów. Spowiadam się. Bo spieszę się, a wciąż jestem spóźniony. Spowiadam się. Bo rozpraszam się. Bo ciągle coś mi przeszkadza. Spowiadam się z braku pokory, spowiadam się z braku cierpliwości, spowiadam się z braku czasu. I z braku czasu znowu robię to szybko i niedbale. Takie jest moje pojednanie.

Ale gdy zwracam się „Ojcze nasz” i „nie jestem godzien” – tylko to jest Prawdą, w obliczu Wielkiej Tajemnicy.

Módlmy się dzisiaj, przyzywając Matki Bożej Królowej Polski, o dobre przeżywanie każdej Mszy świętej. To przecież Msza święta jest wielkim misterium zjednoczenia i miłości. Jest źródłem świętości i postępu na drodze wiary. Słusznie powtarzamy: „jaka Msza – taka wiara człowieka”. Trzeba nam zatem stanąć na Golgocie, stanąć pod krzyżem na Kalwarii. Nie tylko tej naszej Kalwarii Zebrzydowskiej albo Kalwarii Pacławskiej, bowiem Kalwarią jest każde miejsce, w którym stoi krzyż Jezusa! A pod krzyżem Matka i umiłowany uczeń, Maryja i Jan apostoł.

Dlaczego w czasie wielkanocnej radości przychodzimy pod krzyż? Przecież Wielki Piątek już minął, wszyscy wrzeszczą „Alleluja!” i dzielą się jajkiem! No właśnie, z tymi „jajkami” mamy problem! Może z nich być jajecznica, która na chwilę nasyci głód. Można też jajkami obrzucić marnego artystę, co to zamiast sztuki robi sobie „jaja” z tego, co wielkie i piękne. Istnieje jeszcze inna możliwość: z jaja wykluje się pisklę orła, które na początku jest takie dziwaczne, takie pokraczne, ale… już wkrótce przemieni się w dumnego ptaka i wzbije w powietrze. Tak powie ornitolog: dla niego orzeł wzbija się w powietrze, ale my powiemy zupełnie inaczej: orzeł wzlatuje w niebo!

Dzisiaj na Kalwarii chcemy być bliżej Nieba. Wszyscy, bo tam się rodzi Kościół. Tam Jezus mówi do swojej Matki – wskazując na Jana – „Niewiasto, oto syn Twój”! To właśnie te słowa pragniemy usłyszeć. My Polacy, którzy codziennie w godzinie Apelu Jasnogórskiego śpiewamy: JESTEM – PAMIĘTAM – i CZUWAM! My Polacy, w Kielcach i Miechowie, w Jędrzejowie i Busku. W Bodzentynie i Szczekocinach też. I w Londynie, i w Rzymie, i w Nowym Jorku. A przecież nie wolno zapominać też o tych z Wilna i Lwowa. O nich zwłaszcza należy pamiętać. Maryjo, Królowa Polski, Matko wszystkich Polaków, kochamy Cię, nasza Matuchno jedyna!

 

NIEUSTAJĄCA OFIARA

4 maja

Z biegiem lat Msza jako obowiązek przeobraziła się dla mnie – pisze pewien historyk filozofii – w Mszę jako wielki, tajemniczy problem życia religijnego. Dlaczego Msza? Dlaczego właśnie ona ma być tak ważna i niezastąpiona? Już w szkole średniej, a potem z całą siłą w pierwszym okresie studiów uniwersyteckich pojąłem, że wiara – zmierzając do pełni – jest z istoty swojej trzystopniowa: wierzymy, że jest Bóg, że Chrystus jest Bogiem – i że Kościół to Chrystus żyjący i działający w czasie i przestrzeni, pielgrzymujący w swoim ciele mistycznym ku pełni, która urzeczywistni się w „nowym świecie, który nadejdzie”. Msza święta to nie jedna z licznych możliwych pobożnych praktyk, lecz należy się jej miejsce zupełnie wyjątkowe i jedyne w całokształcie niezgłębionej tajemnicy Kościoła. Mysterium fidei.

Zadawałem sobie nieraz pytanie, co odpowiedziałbym – wsłuchajmy się w słowa naszego uczonego filozofa – gdyby mnie zapytano, jakie wydarzenie uważam za najważniejsze w obrębie tego wszystkiego, co dokonuje się w świecie? Powiedziałbym bez wahania, że największym wydarzeniem w całym wszechświecie jest każdorazowa Msza święta. Jej znaczenie ujawnia się wyłącznie w świetle wiary. Im wiara dojrzalsza i im lepsze zrozumienie jej prawd, tym większa w swym ogromie jawi się każda „najcichsza” nawet i najskromniejsza Msza święta, a każdy dzień naszego życia bez uczestnictwa we Mszy świętej jest dniem pozbawionym tego, co najważniejsze. Prawdziwe misterium fidei.

Dzisiaj czwarty dzień maja, czyli święto Floriana, patrona strażaków. I właśnie dlatego udajmy się dzisiaj (choć na chwilę) do Turynu, do miasta Świętego Oblicza. Całun turyński przedstawia wizerunek umęczonego Zbawiciela. Przetrwał wiele burzliwych chwil – i chociaż uległ pewnym zniszczeniom, odbity na nim wizerunek jest czytelny do dziś. Przypomina nam Ofiarę Chrystusa, którego przybito do krzyża. Tylko w latach 1972-73 pięciokrotnie usiłowano podpalić Całun. Wtedy się to nie udało… ale niestety, dwadzieścia lat później – w nocy z 11 na 12 kwietnia 1997 roku – w kaplicy Całunu wybuchł pożar, spowodowany najprawdopodobniej przez wybuch bomby fosforowej. Ci, którzy nienawidzą Boga i wiary, chcieli doprowadzić do zniszczenia relikwii. Całun ocalał jednak dzięki 44-letniemu strażakowi, który rozbił młotem kuloodporne zabezpieczenie skrzyni z relikwią i wyniósł ją z płonącego wnętrza wśród płomieni i spadających z sufitu marmurowych bloków.

Mario Trematore, bohaterski włoski strażak powiedział później: „To Bóg dał mi odwagę i siłę” – narażał własne życie, bo był świadomy, że tylko on może uratować Całun! Co ciekawe, prasa i telewizja początkowo podawały, iż bohaterski strażak jest komunistą! Dopiero później łaskawie sprostowano „pomyłkę”, bowiem Mario, dzielny obrońca Całunu, to gorliwy katolik.

Święty Florian, patron dzielnych strażaków, niechaj nas otoczy opieką i ugasi pożary złych żądz w naszych sercach. Niech obdarza odwagą i siłą, abyśmy choć trochę stali się podobni do Maria Trematore, dzielnego obrońcy całunu. I pamiętajmy, że źródłem prawdziwej siły jest codzienna Eucharystia. Codzienne spotkanie z Tym, który dla nas umarł i zmartwychwstał. Tej siły, my grzesznicy, tak bardzo potrzebujemy… aby nareszcie prowadzić święte życie.

 

ŚWIĘTY OBOWIĄZEK

5 maja

Nie lubimy słowa „obowiązek”. Kojarzy się ono z czymś trudnym, nawet przykrym, a jednak koniecznym. Rzadko zastanawiamy się nad tym, że nasze życie bez żadnych obowiązków byłoby puste, nudne i szare. Dlatego śmiem powiedzieć – pisał 45-letni kompozytor, który dzisiaj ma już ponad osiemdziesiąt lat – że Msza święta jest dla mnie obowiązkiem. Obowiązkiem niezbędnym i radosnym, dającym mi poczucie wspólnoty z Bogiem i bliskimi mi ludźmi, poczucie bezpieczeństwa, płynące z możliwości oddania się w opiekę Temu, który mnie stworzył, obdarzył życiem i Sobą. Dziękuję Mu za wszystko, co dla mnie zrobił, za wszystkie łaski. Podczas Mszy świętej odczuwam Jego bliskość, Jego obecność.

A inny autor świadectwa o przeżywaniu Eucharystii podpowiada, w jaki sposób wsłuchiwać się w Boże słowo: już od początku Mszy jestem skupiony i łowię uważnie każde słowo, zauważam zadziwiającą niezmienność problemów człowieka, który od wieków powtarza trud zbliżania się do Boga. Teraz mój Nauczyciel Jezus Chrystus ustami swego sługi (kapłana) objawia mi swoją naukę. Jakie to wszystko ważne. Mój duszpasterzu, pomóż mi – jestem ślepy. Jestem głuchy – pomóż mi. Przeczytaj raz jeszcze, jeśli czujesz, że ziarno padło na złą glebę. (…) Myślę, żem zdrowy, ale Boże słowo mnie prześwietla i oto okazuje się, że wewnątrz choroba, trzeba się leczyć. (…) Po radość skruszonego, który się otwiera na Boga-Uzdrowiciela – po tę radość przychodzę na Mszę świętą. 

Dzisiaj słuchamy słów o Eucharystii. Pan Jezus mówi: Jam jest chleb życia. Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba, kto spożywa ten chleb będzie żył na wieki! To oczywiście szósty rozdział Ewangelii Janowej. Pan Jezus – Chleb życia, zaprasza wszystkich na ucztę, składając nam, marnym grzesznikom, tobie i mnie, każdemu z nas, niesamowitą obietnicę: „Tego, który do Mnie przychodzi, precz nie odrzucę!”

Takie słowa w pierwszych dniach maja? Gdy w naszych uszach jeszcze śpiewy patriotyczne, bo przed chwilą Dzień Flagi, i śpiewy maryjne, bo przedwczoraj uroczystość Matki Bożej Królowej Polski! W naszych polskich uszach i we wszystkich polskich sercach początek maja to czas szczególnego świętowania, bowiem na naszych polskich sztandarach od wieków jest Bogurodzica Dziewica, Bogiem sławiena Maryja. A dzisiaj, wsłuchani w słowa Ewangelii Janowej, powiedzmy to bardzo wyraźnie: na naszych sztandarach jest Baranek, Ten, który oczekuje na nas podczas każdej Mszy świętej – Oto Baranek Boży, który gładzi grzechy świata. Oto Chleb życia, który wszystkich zaprasza do swojej chwały! Oto Chleb, który daje życie wieczne. Bardzo nam do twarzy z tym Barankiem. I bardzo nam do serca. Bo wszyscy Polacy to jedna rodzina, w której Matka Boża jest naszą Matką i Królową, a Jej Syn jest naszym Panem i Zbawcą. Dlatego tak chętnie biegniemy na Łagiewniki, aby ze św. Faustyną zawołać: JEZU, UFAM TOBIE!

Dlatego czynimy znak krzyża, mijając kapliczki, figury i krzyże. W czasach, gdy w Europie zachodniej burzy się świątynie albo zamienia kościoły w bary, kluby i dyskoteki – na naszej polskiej ziemi Święta Rodzina znajdzie schronienie. Na ziemi Jana Pawła II i Siostry Faustyny, Brata Alberta i Ojca Maksymiliana Kolbe. Dlatego nie tylko nie wstydzę się Boga, ale w Niego wierzę. I jeszcze kocham. Kocham, bo wierzę – i  wierzę, bo kocham! A zatem: vivat Jezus – vivat Maryja – i vivat Polonia! Polska, Ziemia Świętych i Błogosławionych.

 

NIEOCZEKIWANA PRZYGODA

6 maja

W święto Apostołów Filipa i Jakuba otwieramy Księgę Ewangelii. A tam wita nas Tomasz – do właśnie do niego mówi Jezus: JA JESTEM DROGĄ I PRAWDĄ, I ŻYCIEM. Słów tych słucha Filip. I słucha Jakub. I jeszcze pozostali apostołowie. A dzisiaj tych samych słów słuchamy i my: i ty, i ja. Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha! To właśnie o nas – mamy uszy, więc słuchamy!

Słowo Ewangelii zaprasza nas, każdego z nas, każdego ze współczesnych Filipów i Jakubów, do wiary! I jeszcze Tomaszów, czyli takich niedowiarków, którzy ciągle czegoś nie potrafią zrozumieć, więc stawiają pytania. No ale, kto pyta – nie błądzi! A już na pewno nie zbłądzi ten, kto podąża za Jezusem, bo On jest Drogą. I nie zginie w ciemnościach kłamstwa – bo On jest Prawdą! O taką wiarę trzeba prosić Boga codziennie! O wiarę jak ziarenko gorczycy, która potrafi góry przenosić. Więcej, o tę łaskę wiary należy prosić wspólnie, bo gdzie dwaj albo trzej zbierają się w imię Jezusa, tam On jest obecny pośród nich. A wtedy – „o cokolwiek poproszą w Imię Chrystusa – wszystko się spełni”!

Nie wiesz, o co masz prosić…? No to biegnij szybko do Matki – Ona powie Ci, o co prosić! Przecież Ona, Matka Najświętsza, również modli się za Ciebie… za Ciebie i za mnie, za każdego z nas – nie tylko w maju.

Już za tydzień kolejna rocznica Objawień Fatimskich. A zatem, pozwólcie, że dokonam małej parafrazy: Chwyć różaniec w dłoń – bezbożnika goń goń goń! Tego bezbożnika, który siedzi w tobie – lenia, tchórza i złośliwca! Niechaj czmycha, gdzie pieprz rośnie, bo go tutaj nie potrzeba! W twoim i moim sercu.

Do tego, aby usunąć z własnego serca grzech, najlepsza jest modlitwa! Różaniec, w którym pragniemy trwać z Matką Najświętszą, bo Ona jest najlepszą nauczycielką wiary i świętości. A zatem ten, kto trwa na modlitwie, odnajduje drogę, prawdę i życie. Odnajduje Jezusa, który przez swoją śmierć i zmartwychwstanie otworzył nam bramę Nieba.

No to jak…? Spróbujemy odmówić dzisiaj różaniec? Nie jeden dziesiątek – nie jedną tylko część, ale CAŁY! Cały jestem Twój, Maryjo – powtarzał święty Jan Paweł II. A Matka Najświętsza, Niepokalana Pani Fatimska, ocaliła go dla nas i dla świata. To był 13 maja 1981 roku, dzień zamachu na Papieża. Jego skrwawiony papieski pas wisi dzisiaj jako wotum u Matki Bożej na Jasnej Górze. Odmów zatem cały różaniec święty – abyś stał się święty. Część radosną i część bolesną, i część chwalebną. I jeszcze tajemnice światła! Zajmie to kilkadziesiąt minut… kawał czasu, owszem, ale – na oglądanie meczów Barcelony albo Arsenalu tracisz 90 minut! Odmów zatem cały różaniec święty… abyś mógł, patrząc w lustro, zobaczyć w nim człowieka, który jest człowiekiem modlitwy. I człowiekiem Eucharystii.

Eucharystii, która jest źródłem wiedzy, radością wspólnoty, poczucia więzi z Bogiem i ludźmi. Jest tajemnicą. Jest czasem, którą lubię. Jest chwilą, na którą czekam.

Jest chwilą, w której może dokonać się niezwykła przemiana, w której ciągle coś się wydarza: Oto pewnej niedzieli dokonuję nowego odkrycia. Uświadamiam sobie SENS słyszanego słowa. Słowa skierowanego osobiście do mnie, a przecież tak dalece uniwersalnego. Słowa, które rzuca nowe światło na całą dotychczasową przeszłość, na teraźniejszość i na czas przyszły. Ta fascynująca, nieoczekiwana przygoda sprawia, że Msza jest teraz stałym, niemal centralnym punktem mojego tygodnia. Od tego odkrycia Msza przestaje być tylko obowiązkiem – jest czasem, którą lubię. Jest chwilą, na którą czekam.

 

POKORNA PRZYJAŹŃ

7 maja

Siódmy maja to dzień Matki Bożej Łaskawej. To Ona jest „pełna łaski”, a wiemy, iż – tak czytamy w Sześciu Prawdach Wiary – łaska Boża jest do zbawienia koniecznie potrzebna. Mówiąc krótko: bez łaski nie ma zbawienia. A ja powiem tak – bez Maryi nie ma zbawienia! To przecież Niepokalana stała się Matką Zbawiciela, przyjmując wolę Boga, którą objawił Jej archanioł Gabriel. To Ona urodziła Emmanuela, czyli Mesjasza. To Ona była przy Nim każdego dnia, jak każda matka, która nieustannie opiekuje się swym dzieckiem. Swoją miłością i modlitwą była przy Nim, gdy głosił Ewangelię i czynił cuda. Aż wreszcie stanęła pod Jego krzyżem – jako Matka Bolesna!

Jakie to szczęście, że chciała być Matką także dla nas. Że patrzy z miłością i przytula każdego z nas do swego serca. Matka Miłosierdzia to Ucieczka Grzeszników, więc pod Jej opiekę uciekamy się.

Nie tylko patrzy na nas, ale obdarza łaskami. Bo jest Matką Łaskawą. Odmów zatem dziś jedną „Zdrowaśkę”… a potem podejdź do Jej obrazu, i odmów jeszcze raz „Zdrowaś Maryjo”… a potem długo patrz w Jej oczy. To oczy Matki. Twojej Matki. I odmów po raz trzeci modlitwę. Niechaj to będzie Twój „Anioł Pański”, prośba o łaski w dniu Jej święta! 

Takiej „anielskości” uczy nas każda Eucharystia. Każda Msza święta, odprawiana z pełną świadomością jej istoty i równocześnie z pełnym zaangażowaniem osobistym – jak uczy bp Ignacy Tokarczuk – przynosi dla nas potrójne skutki, potrójne owoce (…). Najpierw – pogłębia ducha wspólnoty z Bogiem sięgając aż do szczytu przyjaźni. Mając świadomość ograniczenia i własnej duchowej słabości nigdy bym nie snuł marzeń nawet o tym, do czego zaprasza i zachęca sam Jezus Chrystus. „Wy jesteście przyjaciółmi Moimi” (…). To Boże zaproszenie ośmiela, ale i zobowiązuje, aby tę przyjaźń umacniać i rozwijać (…) a największym sprawdzianem autentyczności jest coraz większa umiejętność przyjmowania po chrześcijańsku tego, co w życiu jest najtrudniejsze – a więc cierpienia, krzywdy, krzyża, przebaczenia i miłowania nawet nieprzyjaciół.

Pogłębianie się przyjaźni z Bogiem nie odrywa człowieka od spraw ludzkich; odwrotnie, wzmacnia zainteresowanie drugim człowiekiem. A więc stosunek do drugiego człowieka jest miarą naszego stosunku do Boga. Jest to sprawdzian niezawodny, bo miłość prawdziwa żąda ofiary – przypomina bp Tokarczuk – a bez tego dobre stosunki międzyludzkie są niemożliwe. Mam listę kilkudziesięciu intencji, które po kolei każdego dnia przedstawiam Ojcu Niebieskiemu. W nich zawarte są potrzeby wszystkich ludzi, począwszy od nowo narodzonych dzieci, a skończywszy na tych, co już od nas odeszli (…) wszystkie potrzeby, zarówno indywidualne, jak i społeczne, duchowe i materialne, wieczne i doczesne. Stała pamięć o tym jest moim obowiązkiem, zleconym przez Najwyższego Przyjaciela, nie mogę go nie wypełniać, jeśli przyjaźń ma trwać. Dzięki temu maleje mój egoizm (…) umacnia się postawa pokory, której istota polega na pełnej świadomości, że wszystko, czym jesteśmy i co posiadamy, jest darem Bożym, za który trzeba być wdzięcznym i mieć poczucie odpowiedzialności, aby niczego z tych darów nie zmarnować.

 

ZDUMIEWAJĄCA PRAWDA

8 maja

Święty Stanisław – biskup i męczennik – to patron Polski. Swoim życiem naśladował Jezusa, Dobrego Pasterza, stąd nie dziwmy się, że w jego święto odczytujemy dziesiąty rozdział Ewangelii Janowej. To fragment o Dobrym Pasterzu. A właściwie – o Jego miłości do owczarni, do owiec, za które oddaje swoje życie. Pasterz – owce – dobro – radość – szczęście! Jakie to wszystko piękne. I tylko ten wilk – niepotrzebny…! Po cóż on pojawia się w naszym świecie? Moglibyśmy żyć długo i szczęśliwie, a tymczasem cień wilka napełnia strachem serce biednych owieczek. I nie tylko to – pamiętajmy, że Dobry Pasterz umiera (oddaje swoje życie) za owce! Można by powiedzieć, że wilk zwycięża! Owszem, lecz zwycięstwo zła trwa tylko przez chwilę. Poprzez zmartwychwstanie Chrystusa, bo to On jest Dobrym Pasterzem, otwiera się brama zbawienia, ocalająca wszystkie owce. Wszystkie, które pragną pobiec za swoim Pasterzem.

Kiedy pomyślimy nad tym wszystkim dłużej, to okazuje się, iż nawet wilk spełnia swoją rolę. To dzięki niemu dowiadujemy się, że potrzebujemy Pasterza. To dzięki nienawiści wilka możemy się przekonać, że nasz Pasterz jest prawdziwym pasterzem, że naprawdę nas kocha, bo nie waha się oddać życia – aby ocalić nas od śmierci, od śmierci wiecznej. Ten Dobry Pasterz odchodzi do Nieba, ale pozostawia na tym świecie swoich następców. Pasterzy na wzór Świętego Stanisława, którego modlitwom dzisiaj wszyscy się polecamy.

Pasterzy, którzy stają przy ołtarzu, aby sprawować Najświętszą Ofiarę. Każde wejście do świątyni to wewnętrzna potrzeba zawierzenia Bogu naszych spraw, to bezgraniczna ufność, a Msza święta to staranie o to, by być lepszym, choćby na krótki czas. Wreszcie, Msza święta, zwłaszcza niedzielna, jest ucieczką, a może odpoczynkiem, od trosk ziemskich, ucieczką poza świat widzialnej rzeczywistości.(…) Jest autentyczną, intymną rozmową z Bogiem, prowadzoną w najprostszych słowach. 

O tej prostocie czytamy w świadectwie polskiego malarza, autora cyklu pt. „Ukrzyżowanie”: Zdumiewająca jest potrzeba ludzkiego umysłu, by rozumieć wszystko (…) butnie sądzimy, że przed naszą wiarą nie ma niemożliwości. Jest to cecha ludzka i z innego powodu: mamy Boga, mamy Jezusa – chcemy ich poznać, wiedzieć o nich tak wiele, ile to jest możliwe, nie zatrzymywać się na powierzchni, lecz pójść w głąb. Jest to potrzeba miłości, którą rozum chce wzmocnić. A przecież każdemu z nas zdarza się, że idąc ulicą, czuje się w pewnym momencie obecność równoczesną innej rzeczywistości. Wystarczy uczynić jeden krok, by w tej rzeczywistości się znaleźć, być po drugiej stronie. Nie czynimy tego kroku wiedząc, że jest on niemożliwy, stajemy ogłupiali, jedno, co możemy uczynić, to znak krzyża na piersi. Nie tylko modlitwa jest wtedy aktem pokory. Pragniemy więcej, ufamy, że przezwyciężymy bezradność, że jakiś znak uczynimy. Niestety, to iluzja – pozostajemy z naszą wiarą, która nie przeniesie gór i która nie potrafi przesadzić drzewa figowego w morską toń.

To doznanie bezradności jest jednak potrzebne, aby otworzyć się na tajemnicę Eucharystii. Aby w nocy ciemnej Pan Bóg mógł zapalić w nas swoje światło. Jak pisze nasz autor: to, co najcenniejsze możemy odnaleźć jedynie w błysku Hostii na ołtarzu… Zawsze, gdy ścigamy niedościgłe, zapominamy, że jedyne, co nam pozostaje, to poddać się. Roztopić. Nasze człowieczeństwo zawiesić, wyrwać się z jego biegu i czasu, nigdzie nie dążyć. Usnąć, może umrzeć? Tylko śmierć jest tak prosta jak Ewangelia Ostatniej Wieczerzy. Oto zdumiewająca prawda. Jeżeli ziarno wrzucone w ziemię, nie obumrze, zostanie tylko samo. Ale jeżeli obumrze, przyniesie owoc obfity. Owoc życia wiecznego. 

 

WZRUSZENIE NAWRÓCONYCH

9 maja

Najemnik ucieka, bo jest tchórzem! Ale prawdziwy pasterz czuwa i jest wierny, nawet za cenę śmierci. Jest prawdziwym pasterzem, a nie najemnikiem. Ewangelia uczy, że „najemnik ucieka, bo nie zależy mu na owcach”. Przez chwilę, albo lepiej przez kilka minut, postarajmy się o tym pomyśleć. Najemnikowi „nie zależy”! Na czym mu nie zależy? Właściwie na niczym, bo najemnik tak bardzo troszczy się o siebie, tak mocno zwraca uwagę na własne sprawy, że… nic innego się nie liczy! Taki na nic nie ma czasu, nic go nie pasjonuje, nikomu nie pomoże i dla nikogo nie ma współczucia. Dlaczego takiego nijakiego najemnika nazywamy tchórzem? Dlatego, że on się boi zaangażować. Lęka się, że – okazując innym serce – skomplikuje sobie życie. Wygodniejsze dla niego jest życie w egoizmie, aby nie zwracać uwagi na innych. Tak myśli najemnik, który pracuje tylko dla siebie, tylko po to, by mieć więcej, by bawić się lepiej.

Pamiętajmy jednak, że taki człowiek, który pracuje tylko na chleb, a nie pracuje dla wieczności, nie zasługuje na szacunek, jak pisze autor Małego księcia, czyli Antoine de Saint-Exupéry…! Najemnik to tchórz, który myśli tylko o mamonie, a jeżeli pojawia się niebezpieczeństwo, ucieka w nieznane. A owce pozostają bez obrony.

Uzdrowieniem dla naszych tchórzliwych i leniwych serc jest Eucharystia. Udział we Mszy świętej, która jest zbiorową i publiczną deklaracją wiary i przynależności do Kościoła, jest świadomą – choć zapewne nie całkowitą – rezygnacją z tajemnicy własnej osobowości. Na każdego człowieka, który wie, że został stworzony przez Boga na Jego podobieństwo, ale indywidualnie, że jest „osobowością” jedyną i niepowtarzalną, czyhają różne zasadzki. Dwie z nich mają skrajny charakter. A więc: albo ciężki grzech pychy, albo dotkliwe poczucie osamotnienia.

Uczestnicząc w liturgii Mszy świętej otrzymujemy łaskę, aby zwyciężyć lęk i samotność. Aby pokonać pychę i rozpacz. Zwycięski Pasterz obdarza nas swoją siłą, abyśmy nie ustali w drodze. To właśnie Msza święta jest źródłem mocy, abyśmy nie zgubili się w drodze do nieba. Wsłuchajmy się w świadectwo nawrócenia pewnego polskiego reżysera:

Wiele razy przyglądałem się Mszy okiem niedowiarka. Byłem widzem i badaczem o ustach wykrzywionych drwiącym uśmiechem protekcjonalnego mądrali. Fałszujące babiny i ksiądz bez charyzmy budzili moją irytację. Tropiłem obłudę bijących się w piersi parafian i pychę kapłanów krążących z tacą na datki w sposób rutynowy bez pokory i żarliwości. Miałem przyjaciół, którzy próbowali mi pomóc. Namawiali do uczestnictwa mimo mego zniecierpliwienia i niechęci. Najlepsze lata swej młodości trwoniłem pod sztandarem ateizmu. Ileż to nieprzespanych nocy poświęciłem książkom, które miały mnie wspierać w tej walce… Na szczęście książki małe prowadzą do większych, a te do największych. Wydawało mi się, że odnalazłem Boga w pismach filozofów, w niebie gwieździstym i prawie moralnym, ale nie mogłem odnaleźć Boga Osobowego i spotkać Go podczas Mszy.  (…) Aż nadszedł pewnego razu taki moment, kiedy mój dotychczasowy obraz świata uległ zachwianiu. Patrząc przez łzy na tłum intonujący „Ojcze nasz” po raz pierwszy przyłączyłem się do modlitwy pełnym głosem. Siedziałem potem długo w kościele (…) czułem, jak przepełnia mnie coraz większa radość niedająca się w żaden sposób wytłumaczyć do końca.

Okazuje się jednak, że to „pierwsze” nawrócenie reżysera-niedowiarka ma charakter jedynie emocjonalny. Trochę wzruszenia i… znowu wszystko pogrąża się w ciemnościach. Nadal jest ślepcem, który przechodzi obok wielkich rzeczy i nie potrafi ich dostrzec. Ale Bóg nie rezygnuje z walki o jego serce. I to wówczas dokonuje się drugie nawrócenie. Już nie w sferze uczuć, ale w przestrzeni ducha. Uparte chodzenie na Mszę świętą owocuje całkowitą przemianą.

Wszystko stało się nagle takie jasne i proste. Modliłem się i płakałem jak dziecko, czując przy sobie Jego Obecność i kojącą pewność, że już nigdy mnie nie opuści. Żaden zewnętrzny drobiazg nie był w stanie naruszyć tej więzi. Nagle okazało się, że każdy element Mszy służy temu, by doszło do tego spotkania. Chór wiernych nie potrzebuje zestrojenia muzycznego, bo w innym wymiarze spełnia się jego muzykowanie. Kapłan przy ołtarzu nie potrzebuje takiej charyzmy jak aktor czy mówca, bo ma inną, najwyższą ze wszystkich dostępnych człowiekowi. Bijący się w piersi parafianie byli moimi braćmi, których nie ja będę sądził w głębi ich sumień.

Tak oto Msza święta staje się czasem największej wolności i prawdy o samym sobie. Nasze „ja” schodzi na plan dalszy, a dusza doznaje uzdrowienia, pokornieje i umacnia się, starając sprostać temu, co nieśmiertelne. Dobry Pasterz otwiera swoje Serce i zaprasza nas, abyśmy w Nim zamieszkali. Wpatrujmy się zatem w naszego Najlepszego Pasterza i nie bądźmy tchórzami, nie bądźmy najemnikami. Z odwagą w sercu stańmy przy Jezusie, którego zmartwychwstanie jest dla nas źródłem prawdziwej radości i szczęścia.

 

DRAMAT GOLGOTY

10 maja

Dzisiaj znowu o owcach. Nie o łowcach – łowcach głów lub łowcach serc, ale o owieczkach! Ewangelia tak często mówi do nas o owcach, a zatem nie bądźmy baranami! Tematyka owczarni towarzyszy ludzkości od początku: już w Księdze Rodzaju pojawia się pasterz imieniem Abel. W Księdze Wyjścia pasterzem jest Mojżesz… tak, tak, ten Mojżesz od Dziesięciu Przykazań. Pasterzem jest również król Dawid… To w Starym Testamencie! A w Nowym – pasterzem, Dobrym Pasterzem, ale także Barankiem Paschalnym jest Jezus! Do Tego Pasterza-Baranka wołamy podczas każdej Mszy świętej:

Panie, nie jestem godzien, abyś przyszedł do mnie, ale powiedz tylko słowo…

My również pragniemy powiedzieć słowo, swoje słowo do naszego Pasterza. Nie tylko wypowiedzieć słowo, ale dać słowo, że nigdy nie zejdziemy z drogi Bożej prawdy. Daję słowo to znaczy przyrzekam, przysięgam i ślubuję! Daję słowo to znaczy nie oglądam się na ten świat, bo wierzę w inny, w królestwo Boże, w życie wieczne, w szczęście bez kresu. I chociaż wokół mnie całe stada baranów biegną w stronę Otchłani, ogłaszając, że szatan jest królem, to jednak ja, Boża owieczka, pokorny i cichy jak Dobry Pasterz, spokojnie patrzę w przyszłość. Nie lękam się, bo wiem, że Jezus, pełen miłości, nigdy mnie nie opuści. Z Nim zawsze jestem bezpieczny. Przy Sercu Jezusa, przy Sercu Maryi – nie muszę się lękać.

Panie, nie jestem godzien, abyś przyszedł do mnie, ale powiedz tylko słowo…

O to słowo prosimy podczas każdej Mszy świętej. Podczas Ofiary spełnianej na naszych oczach, mistycznego przeistoczenia chleba w Ciało i wina w Krew Chrystusa. Jaka jest moja rola w tej Ofierze, w której uczestniczę? To może być rola widza, biernego obserwatora, człowieka z tłumu wzdłuż długiej drogi krzyżowej albo u stóp Golgoty. Albo uczestnika niewielkiej grupy, porażonej bojaźnią i bólem, stojącej pod Krzyżem, która przeżywa mękę bezsilnej miłości, skamieniałej w cierpieniu, która część Jego cierpienia przejmuje i umacnia nim swoje człowieczeństwo. A może przypominam jednego z żołnierzy-oprawców?

Msza święta pełna jest rozmaitych doznań: przeżywamy ból i trwogę, radość i uniesienie,  nigdy nie jest tylko samą radością ani samym cierpieniem. Jestem świadkiem Męki, która na moich oczach się odbywa i świadkiem Odkupienia, w którym dano mi udział. (…) Jestem bezradny w obliczu niepojętego, w którym chcę mieć swój udział i które chciałbym przeniknąć. Chcę. Mocą woli i wiary – jakkolwiek chwiejnej. Lecz nade wszystko mocą pragnienia, głodu, tęsknoty.

Wypowiadam z wiarą słowa: Panie, nie jestem godzien, abyś przyszedł do mnie, ale powiedz tylko słowo… Aby usłyszeć: Pokój przynoszę wam, pokój mój wam daję – podczas Mszy świętej dokonuje się moje pojednanie z Bogiem i z drugim człowiekiem. Doznajemy wspólnoty, jako Boża owczarnia bezpieczna pod czułą opieką Najlepszego Pasterza. Tego, który do końca wypełnił słowa Ewangelii i zaprasza nas do podążania jej drogą: „Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich”.

Udział we Mszy świętej – pisze Siostra Urszulanka od Serca Jezusa Konającego – jest dla mnie świadomym i dobrowolnym włączeniem się w rzeczywistość odkupienia, w konanie i śmierć Chrystusa, umierającego tu i teraz za mnie, za wszystkich mi współczesnych. (…) Moje słabości i cierpienia zanurzone w kielichu Krwi Chrystusowej nabierają mocy zbawczej. Przyjmując Ciało i Krew Chrystusa łączę się najściślej z moim Odkupicielem, który wkracza w moje kruche i słabe życie, i proszę Go, by je  przemienił w dzieje mojego zbawienia. Polecam Mu ludzi cierpiących, konających w całej ludzkiej rodzinie, prosząc, by ich ostatnia decyzja był oddaniem i zawierzeniem Bogu Ojcu. Na wzór Jezusa, który z krzyża wypowiada słowo zawierzenia: „Ojcze, w ręce Twoje powierzam ducha mojego”.

  • Liturgia dnia

  • Msze Święte

    W niedziele i święta:
    8.00, 10.00, 12.00 i 17.00
    W tygodniu:
    17.00

  • Spowiedź

    codziennie 30 min. przed Mszą świętą

    w niedziele – w czasie Mszy świętej

  • Kancelaria Parafialna

    Najlepiej po prostu przyjść na Mszę świętą o godz. 17:00. Po liturgii pomodlić się jeszcze chwilę jakąś „białogońską” modlitwą, np. PRZEMIEŃ NAS, PANIE,/ PRZEMIEŃ NAS, PANIE JEZU,/ PRZEMIEŃ NAS, PANIE JEZU CHRYSTE,/ I ZMIŁUJ SIĘ NAD NAMI, a potem śmiało wkroczyć do zakrystii… Znajdziemy tam jakiegoś pomocnego duszpasterza. Gdyby nikt nie nie okazał nam zainteresowania, to zawsze można sięgnąć po tajemniczą i niezawodną broń: zawołać „SOLO DIOS BASTA”, to na pewno poskutkuje!
    (wejście do kancelarii od ul. Fredry, obok zielonej kapliczki Świętej Joanny Beretty Molli)

  • RSS Diecezja Kielecka

  • Polecane

  • Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.