Aktualności

Czym jest dla mnie Msza święta? – II

Poniżej druga część refleksji eucharystycznych do lektury w kolejne dni majowe. Nie tylko dla uczestników nabożeństw majowych…

CIEMNOŚCI SACRUM

11 maja

„Każdy, kto we Mnie wierzy, nie zginie w ciemnościach”. To słowa Pana Jezusa do każdego z nas. Dodajmy: kto trwa na modlitwie, ten chodzi w światłości. Modlitwa bowiem jest niczym świeca, która oświetla drogę do Nieba! A zatem nie mów, że nie masz czasu, nie masz chęci i nie masz siły… bo do modlitwy nie potrzebujesz specjalnej chwili, ochoty i muskułów. Jeśli nie czujesz potrzeby modlitwy, to po prostu nie masz wiary! To brak wiary jest prawdziwym problemem, a nie brak czasu. Ktoś odpowie: No dobrze, wiem, że moja wiara wisi na włosku, że jest jak iskierka, która za moment zgaśnie, że topnieje we mnie jak śnieg na wiosnę – co zatem mam robić? Bo nie mam żadnego pomysłu…! Odpowiem Ci prosto, a nawet prosto z mostu: Skoro tutaj jesteś i słuchasz tych słów, to nie jest z tobą aż tak źle!

Na początek pomyśl, że nie jest ważne, czego ty chcesz, bo liczy się tylko to, czego On chce dla ciebie, czego pragnie dla ciebie Bóg! Pan Bóg pragnie obdarzyć cię łaską zbawienia i ma swoje sposoby, żeby tego dokonać. A zatem, zamiast narzekać i jęczeć (na to zawsze mamy czas, a na modlitwę ciągle go brak), zamiast płakać nad swoją niewiarą – znajdź kogoś, kto ma w sobie światło wiary i modlitwy. I stań blisko niego. A gdyby się odsuwał, to ty nie daj za wygraną! Stań blisko światła, a twoje ciemnością pierzchną jak poranna mgła. I bądź cierpliwy – przemienisz się ty i wszystko przemieni się w modlitwę.

Znajdź sobie takich, którzy chodzą do kościoła, którzy modlą się Mszą świętą i poproś, aby cię pilnowali. Aby pomagali ci w drodze do nieba. Cóż bowiem jest warte życie, które nie jest drogą do nieba? I postaraj się podjąć trud codziennego nawrócenia: jeden dobry uczynek to więcej niż dobra powieść, pisze w swoim świadectwie wiary pewien pisarz. Pisarz, który w Panu Bogu rozpoznaje Wielkiego Pisarza, kierującego do nas swoje Słowo. Niezwykle istotnym momentem Mszy świętej jest dla mnie czytanie Ewangelii. Słucham czujnie, z napiętą uwagą. Staram się rozumieć. Przecież słowami Ewangelii mówi do mnie sam Bóg. (…) Słucham więc w skupieniu, ale także z zachwytem, bo to jest najlepsze pisarstwo, z jakim człowiek może obcować. Staram się pojąć sens cytatów. Jest to próba gorączkowej interpretacji. Wciąż te same pytania, niepokoje i wahania. Gdzie są symbole, a gdzie realia? Co mam rozumieć dosłownie, a co metaforycznie? Jakie z tego wnioski?

Często w tym uważnym słuchaniu przeszkadza gonitwa myśli, próba skupiania się na własnym życiu, swoich planach, marzeniach i lękach. Pisarz jednak i tutaj z pokorą potrafi odnaleźć sposób na spotkanie z Bogiem. Uczciwie mówiąc, czuję, że wciąż Mszę świętą przeżywam źle! Ciągle coś mnie od Niego oddziela, zamiast do Niego przybliżać. Ale i wówczas szukam w tym obecności Boga, przyzywam Go na świadka i sędziego, oczekuję Jego pomocy, pragnę, by mi rozkazywał. W chwilach takiej modlitwy jestem słaby i skołatany, chcę zrezygnować z wolności, oddać się w niewolę, aby nie ponosić odpowiedzialności za własne wybory. Niech to będą Jego wybory, nie moje. Bo lękam się, że moje wybory są błędne.

A jednak właśnie to spotkanie z Jezusem Eucharystycznym stanowi najwyższą radość. W szarości mijających dni Msza święta to wielkie święto, wspólne dziękczynienie za Boże miłosierdzie. To dlatego brak Eucharystii jest najwyższą formą bólu, nieszczęścia, w którą może popchnąć człowieka ciemność niewiary. Utrata poczucia sacrum to największy dramat. Przejmująco ilustruje to wspomnienie dziennikarza, który relacjonował papieską pielgrzymką do Holandii:

Pożegnalna Msza święta celebrowana była na lotnisku. Pozostało z niej niewiele wspomnień: silny wiatr, miejscowi Polacy w ludowych strojach, centrum prasowe w wojskowym namiocie. I ten chłopiec, może 10-letni, może nieco starszy, chowający do kieszeni Hostię, którą przed chwilą włożył mu do rąk jeden z księży. Zaskoczenie, nawet szok, potem długo smutek i niepokój. Nie bardzo zresztą rozumiałem sens tej sceny. Być może ten chłopiec chciał zanieść opłatek koledze albo zobaczyć, co jest w środku.

Utrata poczucia sacrum, gładka formuła skrywająca drastyczną treść. Problem polega na tym, czy w Komunii Świętej spotyka się Boga żywego, realną Osobę, czy też po prostu bierze się do ust opłatek, który za chwilę rozpłynie się na języku.

Dla mnie Eucharystia to największy cud – dodaje dziennikarz – spotkanie z Bogiem żywym. Zawsze ten sam smak i to samo spotkanie. Komunia Święta przyjmowana w różnych okolicznościach: w upalne popołudnie 2 czerwca 1979 roku na warszawskim Placu Zwycięstwa, kiedy Chrystus powracał między nas; w kaplicy jasnogórskiej i podczas pieszej pielgrzymki do Częstochowy; w pierwszych tygodniach stanu wojennego, w kościele Świętej Anny, gdzie odnajdywaliśmy na nowo wspólnotę i nadzieję; w szpitalnej sali po ciężkim wypadku samochodowym; w drewnianym kościółku w Laskach; w tamilskiej chacie, gdzieś na końcu świata… Eucharystia – spotkanie z Bogiem żywym.

 

MSZA PATRIOTY

12 maja

W te majowe dni wszyscy próbujemy naśladować pokorę i wiarę Maryi. To w Niej objawia się niesamowita dobroć Pana Boga. On wybrał Ją na Matkę swojego Syna, który przyszedł na ten świat, ażeby nas zbawić. W dzisiejszym fragmencie z Ewangelii Świętego Jana jesteśmy świadkami modlitwy Pana Jezusa, który prosi za wierzących, to znaczy za Kościół. A pamiętamy, że Kościół to dzieci Maryi – to Ona jest Matką Kościoła, a wierzący w Ewangelię to Jej dzieci. Wspólnota wiary to wielka rodzina, w której prawdziwej modlitwy uczymy się od Maryi. Nie tylko w maju. I nie tylko w październiku. Matka Najświętsza jest z nami od urodzenia aż do śmierci. I wstawia się za swoimi dziećmi. Skoro za nas wszystkich umarł na krzyżu Zbawiciel, skoro Maryja jest Matką każdego z nas – to przyjmijmy całym sercem tę radosną nowinę: naprawdę jesteśmy jedno. Stanowimy jedno przez wiarę i modlitwę. Jeden Bóg – jeden chrzest – jedna wiara. Jeden Pan i Zbawiciel – jedno powołanie do zbawienia. I wreszcie jeden, święty, powszechny i apostolski Kościół, który jest sakramentem zbawienia. Drogą do Nieba, w którym Wniebowzięta jest Matką wszystkich wierzących. A co z niewierzącymi? Cóż, tak naprawdę oni też wierzą – wierzą, że nie wierzą – módlmy się również za nich! To dobry czas – wszak jutro nabożeństwo fatimskie!

Módlmy się za niewierzących o nawrócenie, ale również za pobożnych i wiernych. Za tego dziesięciolatka, który w ciemne, zimowe poranki podąża za celebransem przez lodowate wnętrze katedry, dźwigając ciężki mszał. A wcześniej jeszcze musiał nauczył się ministrantury w języku łacińskim! Pod kopułą świątyni migotały w gęstym mroku świece, gdym klękał i ksiądz zaczynał ofiarę: Introibo ad altare Dei…

Po latach zmienia się tonacja wspomnień. Podczas służby wojskowej w Podchorążówce Kawalerii w Grudziądzu w co bardziej uroczyste niedziele jechaliśmy konno i zbrojno, szwadronami nad Wisłę, bo tam – na tle zabytkowych spichlerzy, pod skarpą nadbrzeżną – celebrowana była Msza polowa. Uczestniczenie w niej, w pełnym rynsztunku i z koniem, wymagało całego szeregu skomplikowanych manewrów, które musiały odbywać się na komendę doskonale równo, ku podziwowi miejscowej ludności. Proporczyki furkotały w wietrze na lancach, z oddali dobiegał głos księdza, a ja sobie myślałem, że to podobnie musiało być i pod Grunwaldem, i Wiedniem, a także o poranku napoleońskiego dnia owego, gdy szwoleżerowie polscy mieli ruszać szarżą na zdobycie wąwozu Samosierry.

Do tych wspomnień z przeżywania Mszy świętej przed wybuchem wojny, warto dodać kolejne, wojenne i powojenne… związane z dramatyczną historią polskiego narodu. Druga wojna… Niemal z dnia na dzień zabrakło Ojczyzny, później domu nawet i w końcu nadziei. A jednak przecież, z dna mroku i rozpaczy wyłaniają mi się ołtarze po kościołach, szczególnie ten boczny u Świętej Anny, przy którym za okupacyjnych Wielkich Tygodni urządzano symboliczne Groby Pańskie. Słyszeliśmy wokół hitlerowskie ryki, na murach czytaliśmy listy rozstrzelanych, do obozów śmierci wędrowali skazani – ileż księży! – a przecież co dnia u polskich ołtarzy nieprzerwanie odbywały się Msze święte: „Introibo ad altare Dei…”

Po wojnie, której zakończenie inne było od wyczekiwanego przez naród, przyszły lata bardzo trudne, w niespodziewany sposób. Nadszedł wreszcie i ten czas, kiedy uwięziono Prymasa Wyszyńskiego. Nie było wiadome, gdzie się znajduje, aliści nikt nie wątpił, że się modli, składając codziennie na naród ofiarę Mszy, nawet jeżeli jest w celi więziennej, bez stołu ofiarnego i liturgicznych przyborów. „Introibo ad altare Dei…”

Po wspomnieniach czasu, gdy z Watykanu „nadpłynęła” wiadomość o wyborze Papieża Jana Pawła II (Nie zapomnę – i żaden Polak nie zapomni – pierwszej Mszy pontyfikalnej, odprawianej na Placu Świętego Piotra w Rzymie, ale w której uczestniczył na klęczkach cały polski naród nad Wisłą), padają przedziwne słowa wyznania-świadectwa:

Dla mnie osobiście Msza święta jest nie tylko służbą Bogu, ale także, a może przede wszystkim – niechaj bluźnierstwo zostanie wybaczone staremu człowiekowi! – służbą mojej Ojczyźnie. Dlatego też mam własne, skondensowane do spraw najważniejszych, wyznanie wiary: – Wierzę w Boga Ojca Wszechmogącego i wierzę w Polskę…  

 

MSZA EMERYTA

13 maja

Tomasz, ten Tomasz niedowiarek, który odgrażał się, że dopóki nie zobaczy, to nie uwierzy – stawia Jezusowi pytanie: dokąd idziesz? A Pan Jezus odpowiada: Pójdź za Mną, a zobaczysz dokąd idę! Otwórz swoje oczy, a zobaczysz, kim jestem! Otwórz swe serce, a nauczysz się kochać!

Jak to dobrze, że Tomasz stawia te pytania, że ma odwagę powiedzieć głośno o tym, co inni ukrywają w swoim wnętrzu. To dzięki niemu możemy usłyszeć odpowiedź Jezusa: Ja jestem Drogą, Prawdą i Życiem. Skoro Chrystus jest Drogą, to idźmy nią jako pokorni pielgrzymi. Jak wędrowcy, którzy szukają prawdy, bo nie chcą żyć w ciemnościach. Żyjmy prawdą, chociaż tak wielu wokół karmi się fikcją, oszustwem i kłamstwem. I pozwólmy, by zapłonęło w nas prawdziwe życie, światło Bożej łaski, Bożej miłości. Ja jestem Światłością świata,  uczy nas Jezus, kto wierzy we Mnie, nie będzie chodził w ciemnościach!

W jaki sposób wypisać na sztandarach naszych serc te trzy słowa: Droga – Prawda – i Życie? Jak nie tylko wypisać, ale zacząć nimi żyć w codziennym zmaganiu o to, co najważniejsze?

Trzeba porzucić niewiarę i lęk, aby napełniła nas łaska Ducha Bożego – łaska wiary i odwagi, i nowego życia, w którym wszystko stawiamy na Jezusa. Wiara i odwaga, aby zamieszkał w nas Ten, który jest Drogą, Prawdą i Życiem. Wiara i odwaga – i jeszcze modlitwa, bo ten kto kocha naprawdę, potrafi się modlić.

W ten piątek, trzynastego maja, wsłuchajmy się w świadectwo starego profesora historii: Nie należę do żadnych modnych dzisiaj „wspólnot”. Ale przeszedłszy na status emeryta, zacząłem chodzić do kościoła mniej więcej każdego ranka. Nie zarzuciłem pracy umysłowej, ale jeśli siadam do biurka po Mszy świętej, o godzinę później, nie uważam się za stratnego. To regularne rozpoczęcie dnia od spotkania z Panem Jezusem, spotkania nawet pełnego roztargnień, nadaje kierunek i sens wszystkiemu, co człowiek potem niedołężnie robi. Prosząc więc co dzień Ojca o „chleb powszedni”, proszę przede wszystkim o Chleb Eucharystyczny. I głęboko wdzięczny Mu jestem, ja niegodny „robotnik jedenastej godziny”, że wylatując pośpiesznie z domu o wczesnej porze, mogę odmówić po drodze: „Laetatus sum in his quae dicta sunt mihi: in Domum Domini ibimus” („Ucieszyłem się, gdy mi powiedziano, pójdziemy do Domu Pana”).

Dziś święto Matki Bożej Fatimskiej. Sto lat temu objawiła się trójce małych dzieci: Łucji, Franciszkowi i Hiacyncie. To był rok 1917, kiedy w dalekiej Portugalii Maryja przez sześć miesięcy modliła się z trójką małych pastuszków, błagając o pokutę w intencji nawrócenia grzeszników, o codzienne odmawiania różańca oraz modlitwę o pokój. Dzisiaj każdego roku do Fatimy przybywa ponad 5 milionów pielgrzymów. Jak to możliwe, że Maryja wybrała dzieciaki, które miały 10, 9 i 7 lat, że nie przemówiła do stuletniego mędrca albo poważnego czterdziestolatka, albo przynajmniej do kogoś pełnoletniego.

Otóż Matka Boża wybrała dzieciaki, bo jest Matką! I dobrze wie, że czyste i niewinne serce dziecka to najpiękniejsza rzecz na tym świecie. Tak, tak… Maryja Fatimska ma słabość do dzieci – i jeszcze do Świętego Jana Pawła II, którego życie ocaliła w dniu zamachu. O Jego wstawiennictwo prośmy też dzisiaj w naszych modlitwach.

 

OBIEKTYWNA POBOŻNOŚĆ

14 maja

Apostoł Maciej zaprasza na lekcję miłości. Bóg jest Miłością, o tym czytamy w Liście Świętego Jana Apostoła. A Tomasz Apostoł pyta Chrystusa: „Panie, dokąd idziesz?” Natomiast Paweł Apostoł napisze, że miłość wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję. I nigdy nie ustaje. I jeszcze: miłość dawno przybiegła i uklękła przy nas, spokojna – bo szczęście porzuciła ciasne; spróbuj nie chcieć jej wcale, wtedy przyjdzie sama! To ksiądz Jan Twardowski. W sumie… także apostoł. Ale co z naszym Maciejem?

Otóż w jego święto otrzymujemy receptę na miłość, czyli receptę na szczęście. Ta recepta to przykazanie miłości –„Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich”! To Jezus oddał za nas swoje życie na krzyżu. To my jesteśmy Jego przyjaciółmi. A ponieważ za serce płaci się sercem, a na miłość odpowiada miłością, więc…? Więc bądźmy jak Maciej, stańmy się apostołami Ewangelii miłości. Aby wszyscy ludzie stali się przyjaciółmi, abyśmy z tej ziemi uczynili… może nie raj, nie krainę miodem i mlekiem płynącą, ale – ziemię dobrych ludzi, świętą ziemię, przez którą idziemy, pielgrzymując do nieba. W tej pielgrzymce do nieba Eucharystia jest pokarmem w drodze. Dla nas grzeszników, którzy każdego dnia potrzebują Niebieskiego Chleba, Ofiara Mszy Świętej jawi się jako najbardziej autentyczna szkoła duchowości, a Komunia Święta nabiera smaku prawdziwego, lecz duchowego chleba powszedniego. Pamiętajmy, że w wielkim zamęcie rozmaitych doznań wewnętrznych, to właśnie liturgia Mszy świętej stanowi tajemnicę niezastąpioną jako centrum obiektywnej pobożności Kościoła.

Oddajmy jeszcze raz głos naszemu profesorowi filozofii: Na Mszach gromadzimy się jako tłum grzeszników (cały Kościół to przecież wielka wspólnota ludzi grzesznych, ale powołanych do świętości) i czerpiemy ze źródła Ofiary Chrystusa moc do postępowania zgodnie z przykazaniami, ale także z darami Ducha Świętego i wedle zaleceń ewangelicznych Błogosławieństw. To dzięki Eucharystii zyskujemy umiejętność, by w każdym spotkanym człowieku rozpoznawać Oblicze Chrystusa: „cokolwiek uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili” (Mt 25, 40).

Ewangelia zaprasza nas dzisiaj na spotkanie z apostołami. Maciej, Jan, Paweł, i jeszcze ten niecierpliwy Tomasz, który przecież powinien czekać na nas w lipcu. Tomasz i jego natarczywe pytanie: Dokąd idziesz? Czym jest droga, prawda i życie?

Przypomnijmy sobie scenę z „Quo vadis” Henryka Sienkiewicza. Oto Szymonowi Piotrowi, który ucieka z płonącego Rzymu, Pan Jezus stawia pytanie – Dokąd idziesz? A właściwie to Piotr pyta: Quo vadis, Domine – Dokąd idziesz, Panie Jezu? Ale w tym pytaniu Piotra jest Chrystusowe bolesne wyznanie: Dlaczego uciekasz, dlaczego znowu nie chcesz się do Mnie przyznać, dlaczego…? To pytanie skierowane do Szymona Piotra to również pytanie do każdego z nas! Chrystus stawia przed nami prosty wybór: Prawda albo kłamstwo? Życie albo śmierć? Co chcemy wybrać – iść za Nim czy też po raz kolejny zdradzić?

 

BOŻY ALFABET

15 maja

Piąta niedziela wielkanocna przypomina nam wszystkim o przykazaniu miłości. Przykazanie nowe daję wam, abyście się wzajemnie miłowali. To słowa Jezusa, którymi karmi swoich uczniów podczas Ostatniej Wieczerzy. Nowe przykazanie otrzymują nie tylko apostołowie, ale wszyscy wierzący w Chrystusa, wszyscy Jego uczniowie. Posłuchajmy w tę cudowną niedzielę wielkanocną nauki, w której Ojciec Pio zaprasza nas do nowego życia, do podążania drogą Eucharystii. Oto przykazanie miłości do Jezusa Eucharystycznego, przykazanie eucharystyczności, które tak dobrze znamy z nauki naszego Brata Alberta: Bądź dobry jak chleb, naśladuj Jezusa, który jest Chlebem życia.

I jeszcze siedem słów Ojca Pio, na które warto  otworzyć swoje serce:

  1. Pan Bóg w Eucharystii składa nam pocałunki miłości, przyjmujmy zatem z wielką wiarą i miłością Komunię Świętą. 
  2. W tych tak smutnych czasach śmierci wiary, triumfującej bezbożności, najbezpieczniejszym środkiem uchronienia się przed chorobą zakaźną, która nas otacza, jest wzmacnianie się pokarmem eucharystycznym. Rzeczą oczywistą jest, że nie może się nim wzmocnić ten, kto miesiącami nie karmi się ciałem nieskalanego Baranka Bożego.
  3. Każda Msza święta, w której dobrze i pobożnie się uczestniczy, jest przyczyną cudownych działań w naszej duszy, obfitych łask duchowych i materialnych, których my sami nawet nie znamy. Dla osiągnięcia takiego celu nie marnuj bezowocnie twego skarbu, ale go wykorzystaj. Wyjdź z domu i uczestnicz we Mszy Świętej. Świat mógłby istnieć nawet bez słońca, ale nie może istnieć bez Mszy świętej.
  4. Póki nie jesteśmy pewni, że nasze sumienie jest obciążone ciężką winą, nie należy zaprzestawać przyjmowania Komunii świętej.
  5. Niegodni Jezusa jesteśmy wszyscy, ale to On nas zaprasza. On tego chce. Upokorzmy się przed Nim! 
  6. Przed Jezusem obecnym w Najświętszym Sakramencie wzbudzaj święte uczucia, rozmawiaj z Nim, módl się i trwaj w Objęciach Umiłowanego. 
  7. Jak mogę nosić w mym małym sercu Nieskończonego? Jak mogę zamykać Boga w małej celi mej duszy? Moja dusza napełnia się w bólu i miłości. Napełnia mnie trwoga, że nie zdołam zatrzymać Go w wąskiej przestrzeni mego serca. 

Do tych nauk pobożnego zakonnika dodajmy refleksję ks. Marka Starowieyskiego na temat Mszy świętej: Zatraciliśmy poczucie i zrozumienie znaku. A przecież nieprzypadkowo Chrystus wybrał właśnie znak chleba i wina dla swojego sakramentu, sakramentu Eucharystii. Czy my nie potrafimy złożyć w jedną całość litery Bożego alfabetu? Zrozumienie go pozwoli zbliżyć się do tajemnicy Eucharystii.

„Bierzcie i jedzcie”. Z Eucharystii rodzi się Kościół będący jednością ludzi w Chrystusie, przy której sprawowaniu łączą się najsilniejszymi, Chrystusowymi więzami. Czyż więc dla jedności ludzi nie znaczy więcej jedna Msza jak tysiące zebrań, kongresów i spotkań, przez które podzielona ludzkość pragnie odnaleźć swoją jedność? Naszym błędem jest to, że szukamy jedności poza tą jedyną, prawdziwą jednością, która przetrwa czas, by stać się jednością w wieczności, a jest to jedność Eucharystyczna.

 

ZNAK POKOJU

16 maja

Duch Święty nauczy was wszystkiego – to obietnica Jezusa dla Jego uczniów. Nauczy, bo jest Duchem mądrości. Nauczy, ponieważ jest Duchem miłości. Bez mocy Ducha Świętego człowiek jest niczym wyschnięta rzeka, którą zaznaczono na mapie, ale… na próżno w niej szukać wody. No i oczywiście nie ma ryb! Dusza człowieka przypomina taką rzekę. Czasem jest w nas rwący nurt, entuzjazm, zapał i radość. A czasami wprost przeciwnie, smutek, gorycz i niewiara, które potrafią odebrać nam chęć do życia. Dopiero łaska, którą daje Duch Święty potrafi przywrócić duszę do właściwego stanu, a z człowieka uczynić istotę duchową.

Nie tylko mam duszę, ale jeszcze potrafię podążać drogą duchowości.

Ta przemiana z zalęknionych i smutnych apostołów w radosnych i odważnych świadków Zmartwychwstałego nie jest zasługą uczniów Jezusa. To dzieło Ducha Bożego, który napełnia grzeszników światłem świętości i uzdalnia do wielkich rzeczy. Uzdalnia do „remontady”, w której po przegranej 4-0 na wyjeździe, potrafimy wygrać 5-0 u siebie. I awansować do finału! Do wielkiej przemiany, która nie jest spektakularnym cudem – ale cichą pracą bez kresu, poprzez którą dokonuje się tajemnicze działanie Boga w naszym życiu. I to nazywamy wiarą. I to nazywamy miłością. I to wreszcie jest prawdziwym życiem!

W duchu takiej miłości i jedności powinniśmy przekazywać sobie podczas liturgii znak pokoju. Jak pisze poetka: Zmęczeni, osaczeni, przychodzimy do kościoła, aby odnaleźć Boga, aby odnaleźć siebie, aby odnaleźć pokój. I przyjmujemy go za pośrednictwem kapłana z rąk Chrystusa: Pax vobiscum – Pokój wam! Pokój wam, zagubionym, zalęknionym, niepewnym swego losu, ludziom małego ducha. Nie bójcie się, mówią te słowa. Powtórzcie za psalmistą:

Pan jest światłem i zbawieniem moim, kogo miałbym się lękać?

Pan obrońcą mego życia, przed kim miałbym czuć trwogę?

Przekażcie sobie znak pokoju oznacza nie tylko podanie ręki tym, którzy stoją obok nas w kościele. Podajcie rękę synowi, który opuścił dom, córce niepogodzonej z Kościołem, mężowi, który zadręcza, niesprawiedliwej żonie, samotnej sąsiadce i staremu emerytowi z przeciwka. Podajcie rękę temu, kto was skrzywdził, i temu, kto was wita uśmiechem. Bratu i nieznajomemu. A kiedy pojednani z bliźnimi połączymy się w Eucharystii z Bogiem, idźmy w pokoju przez resztę naszych dni. Naprawdę, „nie ma innej drogi zbawienia, jak przepraszać”.

Przeżywając Mszę świętą pamiętajmy także o tym, że nie jest to religijna gimnastyka: kolejne, wyuczone gesty, wstawanie, klękanie, podnoszenie rąk – a także „przekażmy sobie znak pokoju”wprowadzają wiernych w misterium. (…) Przestępując próg kościoła stajemy przed Tym, który nie pozwolił się zbliżyć do Siebie obutemu Mojżeszowi – miejsce, na które wchodzisz jest święte, przychodzisz na spotkanie ze Świętym, aby dotknęło cię misterium uświęcenia.

 

ŚWIĘTO UŚWIĄTECZNIAJĄCE

17 maja

Wczoraj w liturgii wspominaliśmy wielkiego męczennika, św. Andrzeja Bobolę, którego od 20 lat czcimy jako patrona Polski. W tym roku mija 400 lat, gdy Andrzej Bobola przyjął święcenia kapłańskie. Ów siedemnastowieczny jezuita był uparty i niecierpliwy, skłonny do gniewu i zapalczywości. Jednak pracował nad sobą, ponadto miał wybitne zdolności, był dobrym kaznodzieją i miał dar obcowania z ludźmi. Andrzej Bobola stał się jednym z najzdolniejszych jezuitów, a wytrwałą pracą nad sobą doszedł do takiego stopnia doskonałości, że pod koniec życia powszechnie nazywano go świętym. Był niezmordowany w głoszeniu kazań i w spowiadaniu. Święty Andrzej jest autorem tekstu ślubów, które król Jan Kazimierz wypowiedział w katedrze lwowskiej podczas potopu szwedzkiego. Zginął śmiercią męczeńską 16 maja 1657 roku – a po swej śmierci ukazywał się wielu osobom! W roku 1817 zjawił się ojcu Alojzemu Korzeniowskiemu, aby przepowiedzieć, że Polska zmartwychwstanie!

Przez wstawiennictwo Andrzeja, tego „świętego uparciucha”, módlmy się dla siebie o świętą cierpliwość i odwagę, by nigdy nie zdradzić wiary! I pamiętajmy, że nigdy w tej modlitwie nie jesteśmy sami! Razem z nami proszą Boga aniołowie i święci – więcej, w dzisiejszej Ewangelii słyszymy, że również Pan Jezus pamięta o nas, czyli o swoich uczniach – i obdarza nas swoim pokojem, by nasze serca pełne były wierności i miłości. Abyśmy po prostu byli do Niego zawsze podobni.

I pamiętajmy o nauce O. Jacka Salija, uczonego dominikanina, dla którego Msza święta jest najważniejszym miejscem, w którym spotyka się cały Kościół – żywi i umarli, grzesznicy i święci – i w którym najpełniej objawia się to, że Chrystus jest naszym Zbawicielem. Msza święta uobecnia bowiem jedyną ofiarę, jaką Chrystus Pan złożył za nas na krzyżu i ma moc przechrystusawiania tych wszystkich, którzy w niej uczestniczą i całej ich codzienności. Eucharystia jest świętem, uświąteczniającym całą naszą codzienność. Mocą, umacniającą w naszych słabościach. Sądem Bożym nad naszym wygodnictwem i małodusznością. Światłem, rozświetlającym nasze grzechy i przymuszającym do rzucenia się w ramiona Miłosiernego. Obietnicą, dającą przedsmak zrozumienia, że dla Boga zostaliśmy stworzeni i że słodko jest przebywać jak najbliżej Pana.

 

OTWARTE DRZWI

18 maja

Osiemnasty maja to urodziny Papieża. Świętego Jana Pawła II, którego nazywamy Papieżem Rodziny. Dlatego warto dzisiaj pomyśleć o rodzinie – o byciu rodziną. Nie szukajmy wrogów, nie patrzmy na innych z zazdrością i nienawiścią. „Bo wszyscy Polacy to jedna rodzina”, tak śpiewamy. Nawet nie o to chodzi – wszyscy ludzie to rodzina, której Ojcem jest Bóg! I za wszystkich ludzi oddał na krzyżu swoje życie Syn Boży. I każdego człowieka dźwignie z grobu do życia Duch zmartwychwstania!

A zatem nie ma lepszych i gorszych, wielkich i małych, „wybranych” i pogan. Wszyscy jesteśmy umiłowani przez Boga, który pragnie zbawienia każdego człowieka. Skoro tak patrzę na drugiego człowieka, skoro widzę, że jesteśmy jedną, wielką rodziną – to wszystkim dobrze życzę. Kocham drugiego jak siebie samego i miłuję nieprzyjaciół. Taki był Jan Paweł II. Miał serce otwarte dla każdego człowieka.

Dzisiaj jego urodziny, a więc wypada przynieść do Papieża jakiś skromny prezent. Biało-czerwone róże? Kawałek czekolady i kremówkę? W sumie, czemu nie? Ale lepiej byłoby, gdybyśmy wszyscy, rodzinnie, przekroczyli próg nadziei – i otworzyli drzwi Chrystusowi. Na tym polega Msza święta. To misterium, które uchyla drzwi do innej rzeczywistości, stawia pod znakiem zapytania moją wiarę, wymaga ode mnie bardzo wiele, ale kiedy spełnię choć w części te wymagania, daje łaskę i pewność, daje pokój i radość. Do tego przecież zapraszał nas Papież, o to dla wszystkich się dzisiaj modli!

Przypomnijmy jego nauczanie z encykliki „Ecclesia de Eucharistia”: „Od ponad pół wieku, począwszy od pamiętnego 2 listopada 1946 roku, gdy sprawowałem moją pierwszą Mszę świętą w krypcie św. Leonarda w krakowskiej katedrze na Wawelu, mój wzrok spoczywa każdego dnia na białej Hostii i kielichu, w których czas i przestrzeń jakby skupiają się, a dramat Golgoty powtarza się na żywo, ujawniając swoją tajemniczą teraźniejszość. Każdego dnia dane mi było z wiarą rozpoznawać w konsekrowanym chlebie i winie Boskiego Wędrowca, który kiedyś stanął obok dwóch uczniów z Emaus, ażeby otworzyć im oczy na światło, a serce na nadzieję”.

 

MAŁY BARANEK

19 maja

Tadeusz Makowski, przedwojenny malarz, jest autorem „Martwej natury z kawonem i winogronami”. Olejny obraz pochodzi z 1923 roku i jest dowodem fascynacji polskiego mistrza malarstwem flamandzkim i holenderskim z siedemnastego wieku. Zgodnie z tytułem widnieją na nim winogrona oraz arbuz. Prawie jak w piętnastym rozdziale Ewangelii Janowej, która zaprasza nas, byśmy trwali w Chrystusie! Prawie, ponieważ Pan Jezus maluje tylko winogrona, a kawon, to znaczy arbuz, zniknął.

Skąd takie zainteresowanie smakiem winogron w Piśmie świętym? U proroka Izajasza przyjaciel śpiewa o swojej miłości do winnicy, u Ezechiela winogrona są cierpkie, a w Ewangelii Chrystus opowiada przypowieść o pracy w winnicy… Winogrona – wino – winnica – to obrazy mesjańskie, czyli takie wydarzenia, które stanowią wizytówkę Mesjasza. Zapowiadany przez proroków Mesjasz, czyli Zbawiciel, nie tylko zaprosi nas na ucztę, na której pić będziemy wino (dlatego takie ważne są te winogrona!), ale odda za nas swoje życie – wino uczty mesjańskiej to zapowiedź przelania za nas Krwi na krzyżu.

Nie udawajmy zatem kawona, to znaczy arbuza, który zniknął! I nie bądźmy martwą naturą, która trwa bez ruchu, „pozując” kolejnym malarzom. Bądźmy raczej podobni do uczniów z Emaus, których opisał inny malarz, święty Łukasz – i biegnijmy przez życie z radością, bo spotkaliśmy Mesjasza! Trwajmy w miłości i bądźmy pełni radości. Bożej radości, którą daje Duch Święty.

Z wiarą wpatrujmy się w Tego, który do końca nas umiłował. Oto Baranek Boży, który zgładził grzechy świata – Oto Człowiek – Oto Życie i Zmartwychwstanie. Eucharystia nie tylko daje życie i jest źródłem wielkiej nadziei, ale jest też pocieszeniem: na Drugim Brzegu odnajdziemy siebie i ukochane twarze, odnajdziemy utraconą miłość i wartości, które tworzyliśmy i kochaliśmy. Odnajdziemy w „niebie nowym i nowej ziemi” – Misterium, Obecność, Nadzieję – które nazywamy życiem eucharystycznym, a które dla chrześcijanina jest po prostu życiem. Z nieustającym zdumieniem wpatrujmy się w Tajemnicę Eucharystii. Trwajmy w adoracji Jezusa Eucharystycznego. Uwielbiajmy Jego Ciało i Krew za nas wydane na Ołtarzu Krzyża. Podziwiajmy małego, białego baranka, w którym zamieszkała pasja, patos, bezbronność i czułość. Bezbronność Jezusa. (…) Tego, który jest żywy i żyjący, zmartwychwstały i zstępujący do Otchłani, uwielbiony i zsyłający swojego Ducha. Chrystusa oddającego się w nieustannej ofierze Ojcu i w nieustannej miłości do mnie. W samotności, która przenika mnie do głębi i przenika tym bardziej, im bardziej jestem wśród ludzi, obecność Chrystusa – ukonkretniona i ucieleśniona sakramentalnie – jest mi bardziej potrzebna niż chleb i słońce.

 

PIĘKNO CODZIENNOŚCI

20 maja

Przykazanie miłości jest najtrudniejszym przykazaniem pod słońcem! Tak jęczą i narzekają ci, którym brak chęci i czasu, aby kochać. Owszem, na wszystko mają czas – potrafią konać ze śmiechu, imprezować godzinami, plotkować i grać na nerwach, zwiedzać świat i knuć rozmaite intrygi. Szkolą się w szkołach i zabijają czas, by nie umrzeć z nudów – na wszystko znajdą czas, ale nie na miłość! Na czym polega ich problem?

Otóż, aby żyć przykazaniem miłości, należy otworzyć szeroko swoje serce i przyjąć łaskę Tego, który jest Miłością. Łaskę Boga, pełnego miłosierdzia dla wszystkich ludzi. Jeśli Bóg napełnia serce, to żadna rzecz nie jest za trudna! Poza tym, bądźmy uczciwi, wcale nie „musimy” kochać wszystkich ludzi na całym świecie! Nie musisz być miły dla siedmiu miliardów mieszkańców planety Ziemia – masz mieć otwarte serce i przyjazną dłoń dla tego, którego spotykasz właśnie teraz. Więcej, skoro traktujesz go z dobrocią i miłością, to – najczęściej właśnie tak się dzieje, bo zasada bumerangu działa od początku świata – to on odpłaca ci tym samym! No a gdyby powyższe reguły odnieść do Pana Boga? Skoro On kocha, skoro do końca nas umiłował, skoro daje zbawienie, więc…? Więc wszystko jasne: przykazanie miłości jest najłatwiejszym przykazaniem, bo z miłością zawsze nam do twarzy. Bo tylko dzięki miłości stajemy się sobą, to znaczy stajemy się podobni do Boga.

Skoro Chrystus Pan jest Oblubieńcem, a Kościół jest Oblubienicą, więc warto spotykać się z Jezusem Eucharystycznym codziennie. Nabrać dobrego nawyku przychodzenia na Mszę świętą również w dni powszednie. I codziennego przyjmowania Jezusa w Komunii Świętej. Oto prawdziwy dramat: dziesiątki, nieraz setki ludzi obecnych na Mszy świętej, którzy nie przyjmują Chrystusa w Komunii Świętej. Przyszli do Jezusa, a kiedy On woła od ołtarza: „bierzcie i jedzcie”, oni nie biorą i nie jedzą. Jakże wspólnota może być wspólnotą, kiedy nawet w takiej chwili dzieli ją pęknięcie sięgające do samego serca wiary?

Inny dramat – ogłoszenia duszpasterskie, środowiskowe, parafialne. Trwa Ofiara, a kapłan nawet często zmienia głos, czyta innym tonem, jakby chciał zaznaczyć, że ogłoszenia to coś mniej ważnego, coś na przyczepkę do świętych i wielkich spraw. I ludzie przeważnie inaczej słuchają. A przecież to jest też głos Kościoła, a więc Słowo Chrystusa – nawet jeśli mówi się o tym, że na mąkę trzeba przynieść woreczki, a na olej naczynia – peroruje jeden z autorów świadectw o przeżywaniu Mszy świętej (osoba świecka). Chrystus też nie zawsze mówił o Ojcu i Królestwie. Czasem objaśniał, gdzie jest uwiązany osioł albo kiedy zarzucać sieci – i to wszystko okazywało się tak ważne, że Ewangeliści odnotowali to w swoich relacjach.

Ogłoszenia traktuje się, jakby były podczas Mszy przypadkowym wtrętem, ciałem obcym, a przecież ich konkret jest nam równie potrzebny do zbawienia jak poezja psalmu responsoryjnego czy wzniosły hymn „Sanctus”.

  • Liturgia dnia

  • Msze Święte

    W niedziele i święta:
    8.00, 10.00, 12.00 i 17.00
    W tygodniu:
    17.00

  • Spowiedź

    codziennie 30 min. przed Mszą świętą

    w niedziele – w czasie Mszy świętej

  • Kancelaria Parafialna

    Najlepiej po prostu przyjść na Mszę świętą o godz. 17:00. Po liturgii pomodlić się jeszcze chwilę jakąś „białogońską” modlitwą, np. PRZEMIEŃ NAS, PANIE,/ PRZEMIEŃ NAS, PANIE JEZU,/ PRZEMIEŃ NAS, PANIE JEZU CHRYSTE,/ I ZMIŁUJ SIĘ NAD NAMI, a potem śmiało wkroczyć do zakrystii… Znajdziemy tam jakiegoś pomocnego duszpasterza. Gdyby nikt nie nie okazał nam zainteresowania, to zawsze można sięgnąć po tajemniczą i niezawodną broń: zawołać „SOLO DIOS BASTA”, to na pewno poskutkuje!
    (wejście do kancelarii od ul. Fredry, obok zielonej kapliczki Świętej Joanny Beretty Molli)

  • RSS Diecezja Kielecka

  • Polecane

  • Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.