Poniżej ostatnia część refleksji eucharystycznych do lektury w kolejne dni majowe. Nie tylko dla uczestników nabożeństw majowych…
NOWY CZŁOWIEK
21 maja
Jak minął tydzień? Ten Tydzień Fatimski, bo przecież w miniony piątek chcieliśmy, by Pani Fatimska uśmiechnęła się do tych naszych rozważań. Chcieliśmy stać się jak Łucja, Franciszek i Hiacynta. Ręka do góry, kto wytrwał w modlitwie różańcowej, bez złości, gniewu i kłótni, z życzliwą gębą dla bliźniego i jeszcze z szóstką w szkole (zamiast dwóch jedynek). I nie zapominajmy o majówkach, bo przecież maj wokół szaleje jak… Leszek Możdżer na fortepianie!
Tak tylko pytam o ten tydzień, który minął, bo… kto pyta – ten nie błądzi. A najlepiej, jeżeli pytania stawia Jezusowi, który jest naszym Przewodnikiem po drogach tego życia. I potrafi przyjść zawsze z pomocą. Posłuchajmy zatem uważnie dzisiejszej nauki: „Jeżeli was świat nienawidzi, wiedzcie, że Mnie pierwej znienawidził”. Jak to możliwe? Czyżby nagrodą za wierność i miłość było odrzucenie? Jeżeli nawet w 100% zachowamy Ewangelię i przeżyjemy w pokorze i pobożności siedem kolejnych dni, to nikt nas nie pochwali? Jak to możliwe?
Niestety, wielu jest takich, którzy mają w sobie ciemność i służą ciemności. Oni z nienawiścią patrzą na dobro, a świętość wzbudza w nich torsje! Dlatego Pan Jezus zapowiada: „Jeżeli Mnie prześladowali, to i was będą prześladować”. Mówi słowa prawdy, gorzkiej prawdy, aby za chwilę umocnić nasze lękliwe serduszka: „Nie lękajcie się, Jam zwyciężył świat”. A zatem… nie lękajmy się świata, bo jesteśmy w Drużynie Zwycięzcy – zwycięzcy piekła, śmierci i szatana. A nasza Matka nie pozwoli nas nigdy skrzywdzić.
I przestańmy narzekać! Gdzie jak gdzie, ale w naszej Ojczyźnie nieustannie możemy uczestniczyć w pobożnie sprawowanej Mszy. Posłuchajmy świadectwa:
Mieszkam w tej parafii już dwanaście lat, w tym czasie było kolejno trzech proboszczów, przewinęło się kilkudziesięciu kapłanów, a nie przypominam sobie takiego przypadku, by Msza święta nie była odprawiona z przekonaniem i przejęciem, które udziela się wiernym. To chyba coś mówi o polskim Kościele i jego duchowieństwie. Dlatego na każdej Mszy dziękuję Bogu za kapłanów, modlę się za nich, ze wzruszeniem i radością obserwuję wciąż napływające „młode kadry”.
Kiedy więc przekraczam w niedzielny poranek lub wieczór próg mojej parafialnej świątyni, czuję się ogarnięty przez modlitwę Kościoła, zanurzam się w niej z ufnością, włączam się w nią najlepiej, jak potrafię, ale nawet wtedy, gdy jestem rozproszony lub gdy zdarzy mi się na chwilę przysnąć ze zmęczenia, jestem spokojny, że nasza wspólna modlitwa, modlitwa Kościoła-Oblubienicy miła jest Bogu. Dlatego ośmielam się zawsze na Mszy świętej z ufnością prosić Ducha Świętego o siłę do życia, o pociechę w cierpieniu, o odwagę w pokonywaniu trudności i wyobraźnię w podejmowaniu ryzykownych przedsięwzięć. Składając swoje grzechy, słabości, niepokoje i troski, moje, a także moich bliskich, na barki ukrzyżowanego Chrystusa, przyjmując Go Zmartwychwstałego z wdzięcznością i miłością do swego serca, zgadzając się, aby je przemieniał w tajemniczy i nieprzewidziany dla mnie sposób, staję się nowym człowiekiem, gotowym do podjęcia trudów kolejnego tygodnia, cokolwiek by mnie w nim czekało.
NIEWIARYGODNY DAR
22 maja
Ewangelia nieustannie przypomina nam o miłości i prawdzie. Warto połączyć te dwie: miłość potrzebuje prawdy, bo tylko prawdziwa miłość nadaje wszystkiemu sens! A prawda potrzebuje miłości, bowiem bez miłości łatwo potrafi zamienić się w okrucieństwo. Dodajmy jeszcze to: ludzkość potrzebuje miłości i prawdy. Każdy z nas bez miłości i bez prawdy ginie; wszystko w naszym życiu przemienia się w pełne nienawiści kłamstwo!
Prawdziwy człowiek to ten, kto potrafi kochać. Ta niesamowita zdolność do życia w miłości i prawdzie jest łaską, to znaczy niezasłużonym darem, jaki zsyła nam Niebo. A konkretnie – to dar Ducha Świętego, którego dzisiaj Ewangelia nazywa Duchem Pocieszycielem.
Warto pamiętać, że Duch Święty jest Pocieszycielem, a nie klakierem. On nie bije nam braw, gdy zwyciężamy, nie jest lizusem i pochlebcą, klepiącym nas po ramieniu z obłudnym uśmieszkiem na gębie! Gdy jest dobrze, to dobrze – najczęściej nie odczuwamy wówczas Jego obecności i mocy. Pojawia się natomiast zawsze, gdy potrzebujesz pomocy! Gdy poniżony, opluty, powalony na ziemię, myślisz, że już po tobie, że wszystko stracone – On, Duch-Pocieszyciel, zbiera twoje łzy, umieszcza je na wysokościach nieba i mówi spokojnie: Zobacz, jak ślicznie świecą te gwiazdy!
Tego Ducha posyła nam Jezus. „Niech się nie trwoży serce wasze”. Jezus posyła swego Ducha, abyśmy stali się prawdziwymi ludźmi, abyśmy powstali z naszych upadków. Tej mocy Ducha Świętego nabieramy podczas każdej Mszy świętej.
Msza niedzielna i codzienna oraz miłość wiernych do tej Mszy to moc Kościoła. Ta miłość budzi moje zadziwienie – pisze pewien polski biblista. Wejdźcie do jakiegoś kościoła w Warszawie, Krakowie, Białymstoku czy w jakimkolwiek miasteczku, wejdźcie nawet w dzień powszedni i zawsze jest grupa uczestniczących. Można się jednak spotkać z lekceważącym wzruszeniem ramion: „Większość z nich to stare kobiety”. Gdy byłem młody, też żałowałem, że to przede wszystkim staruszki. Dziś mam blisko 60 lat i patrzyłem nadto na starość moich Rodziców (aż do ostatniego dnia umysłowo jasnych) i wiem, że stary człowiek to też człowiek. Dobrze, że mają Mszę świętą, którą z takim przywiązaniem przeżywają.
Gdybyście wiedzieli, jaką ogromną radość odczuwają ci starzy ludzie, gdy niekiedy, powstrzymywani przez całe miesiące chorobą, wreszcie przyjdą do swojego kościoła! Ile gorących, wdzięcznych łez! Szanuję ich wszystkich. Spracowali się. Niechaj mogą się teraz modlić.
Starzy ludzie w dni powszednie w kościele… Nie szkodzi. Przyjdzie niedziela, przyjdą dzieci, przyjdą ludzie w kwiecie i w pełni wieku, przyjdzie młodzież, i co najpiękniejsze: przyjdą całe młode rodziny… Ciąg dalszy jutro!
LEKCJA POKORY
23 maja
Starzy ludzie w dni powszednie w kościele… Nie szkodzi. Przyjdzie niedziela, przyjdą dzieci, przyjdą ludzie w kwiecie i w pełni wieku, przyjdzie młodzież, i co najpiękniejsze: przyjdą całe młode rodziny. Przyjdą wszyscy z miłością do Boga i ze świadomością przynależności do Kościoła (…). Kościół w ogromnej mierze właśnie przez Mszę świętą – tę niedzielną i powszednią – trwa i żyje. Żyje w ciszy i skupieniu, ale ile w tym mocy!
Gdy patrzymy na te rozmodlone i skupione twarze – pisze ks. Janusz o tych, którzy przeżywają liturgię Wielkiego Tygodnia – zawstydzamy się, myśląc o naszych słabościach i odzyskujemy świeżość, moc, zapał. Nikomu w naszym życiu duchowym nie zawdzięczamy tak wiele, jak właśnie tym skupionym, modlącym się ludziom. Schylamy głowę przed ich modlitwą i – paradoksalnie – uczymy się jej od nich. Uczymy się na nowo całej prostej miłości do Boga.
Mówiłem o starych ludziach na Mszach w dni powszednie? Ale przecież na Mszy świętej bywają ludzie młodzi i w sile wieku, mężczyźni i kobiety. Przecież dzisiaj coraz częściej widzimy na Mszy w dni powszednie chłopców i dziewczęta, i to przede wszystkim z klas licealnych. Często pojawiają się każdego dnia. Przychodzą wytrwale, a jednocześnie w sposób tak prosty, spontaniczny, oczywisty. Jak piękne są ich twarze. Pogodne, a czuje się w nich wewnętrzną moc…
To już ostatnie dni, które spędzamy ze Zmartwychwstałym Jezusem. Już w niedzielę Wniebowstąpienie, czyli kończy się czas czterdziestu dni, w którym Pan Jezus spotyka swoich uczniów, zanim powróci do Ojca. Dlatego tak uparcie przypomina wszystkim o swoim Duchu, o Duchu, którego pośle nam, abyśmy nie byli sierotami. I abyśmy nie załamali się w wierze, gdy przyjdzie prześladowanie. To Duch Święty stanie się dla nas Obrońcą, to On doda siły i podtrzyma, abyśmy nie runęli w kałużę!
Moc Ducha Świętego można porównać do Ognia, któremu niestraszne żadne ciemności. Jeżeli taki ogień zapłonie w ludzkim sercu, człowiek staje się niezwyciężony. Takim człowiekiem, który zaufał Bogu, wszystko postawił na Maryję, głosił Ewangelię na krańcach ziemi – czyli człowiekiem pełnym Ducha Świętego – był Jan Paweł II. Święty i zwyczajny. Genialny i normalny. Nasz, ale też należący do całego świata. Łaski Ducha Świętego były w nim widoczne, chociaż najważniejsza tajemnica była ukryta. Tą tajemnicą jest spotykanie się z Bogiem na modlitwie. Rozmowa Serca z sercem. Serca pisanego od wielkiego „S” i serca ludzkiego, które drży jak pisklę, trzymane w rękach przez małego chłopca. Moc Ducha Świętego to siła, dzięki której to pisklę stanie się orłem i wzbije się wysoko, wysoko w niebo, i jeszcze wyżej. To łaska, aby żyć naprawdę, nie przejmując się światem, ale każdego dnia troszcząc się o to, by Bóg był z nas zadowolony. I by Papież Polak, nasz Święty Jan Paweł II, uśmiechnął się do nas z nieba.
WIELKA NADZIEJA
24 maja
Ponad sto lat temu Papież Pius VII ustanowił święto Matki Bożej Wspomożycielki Wiernych (16 września 1816). I to jest dzisiaj najważniejsze. Kto idzie za Jezusem, otrzymuje prawdziwą nagrodę. Żadne tam domy, pola, skarby, woły czy najnowszy model ferrari. To tylko rzeczy, które za chwilę zmieniają się w stare graty i wędrują na śmietnik. Prawdziwym skarbem jest rodzina. I to, że jesteśmy wspólnie rodziną Jezusa. A Jego Matka, Ta, którą dzisiaj przyzywamy jako Wspomożycielki Wiernych, jest naszą Matką.
Rozpoczynamy ostatni tydzień maja. Jak żyć, aby poczuć, że w tym naszym życiu Ona opiekuje się nami? W jaki sposób iść przez życie, by doświadczać Jej pomocy, orędownictwa i wspomożenia? Odpowiedź jest bardzo prosta – módl się, czyli ciągle o Niej pamiętaj. I pracuj – to znaczy pomagaj innym! Jeżeli będziesz pomagał innym, to nagle zrozumiesz, że pomagasz sam sobie! Gdy zobaczysz szczęśliwe i radosne spojrzenie tych, którym pomogłeś – zrozumiesz, że w ich oczach jest spojrzenie Twojej Matki.
I uśmiechniesz się, tak zwyczajnie i pięknie. A ci, którzy popatrzą na twoją uśmiechniętą twarz, powiedzą: Bogu niech będą dzięki, że spotkaliśmy takiego dobrego człowieka. Wtedy, gdy to wszystko się stanie, wiedz, że Ona jest blisko. I że jest z Ciebie dumna. Dumna jak matka, patrząca na dobre serce swego dziecka.
Kilka lat temu w Wadowicach, w Domu Rodzinnym Jana Pawła II, odbyła się konferencja naukowa o dramatach Papieża. Jego sztuki teatralne to Hiob, Jeremiasz, Promieniowanie ojcostwa, Brat naszego Boga oraz Przed sklepem jubilera. Tylko pięć, więc łatwo zapamiętać. Warto też przypomnieć, że podczas bierzmowania, 3 maja 1938 roku, młody Karol przyjął imię „HUBERT” – ze względu na osobę Karola Huberta Rostworowskiego, wybitnego dramatopisarza, którego Papież uwiecznił później jako „Młodego Człowieka” w swojej sztuce „Brat naszego Boga”. W te majowe dni wspominamy często Papieża, bo modląc się do Matki Najświętszej trudno nie wspomnieć Człowieka w Białej Sutannie, z różańcem w ręku. Gdziekolwiek na świecie istnieje sanktuarium maryjne, tam pielgrzymował Jan Paweł II, wielki czciciel Maryi i Eucharystii. Tam pragnął się modlić, nie zważając na to, czym żyje świat! I wszystkich zapraszał do wielkiej przemiany serc.
Do nawrócenia i pokuty, i do modlitwy wzywa Matka Boża – Ta z Jasnej Góry i z Fatimy, Ta z maleńkiej górskiej kapliczki i ze ściany Twojego rodzinnego domu. Ona jest naszą prawdziwą Matką, ponieważ uczestniczy w naszych dramatach. Jako Orędowniczka, Pośredniczka i Pocieszycielka, prosi o dar Ducha Świętego dla Kościoła, dla uczniów Chrystusa. Prośmy zatem, by Jej dzieło objęło cały świat: Święta Maryjo, Nadziejo nasza, Stolico Mądrości, módl się za nami!
CUD PRZEMIENIENIA
25 maja
Pan Jezus zapowiada, iż przyjdzie Duch Pocieszyciel, Duch Prawdy, który doprowadzi uczniów do całej prawdy. I wówczas stanie się prawdziwy cud – z przerażonych i tchórzliwych uczniów przemienią się w świadków Ewangelii Bożej, którym nie straszny trud ewangelizowania. Ten cud powtarza się i w naszych czasach. Nie tylko w dniu bierzmowania! Każdego dnia powtarza się cud Zesłania Ducha Świętego, który chleb i wino przemienia w Ciało i Krew Chrystusa. Który pozwala kapłanowi udzielać przebaczenia grzechów w sakramencie pokuty. Który uzdalnia do świętości, do modlitwy i życia we wspólnocie.
To dzięki Duchowi Świętemu życie człowieka staje się prawdziwie, bowiem On nie pozwala na noszenie rozmaitych masek i makijażu obłudy. Duch Święty sprawia, iż człowiek zaczyna żyć na serio, że pamięta, co jest najważniejsze w życiu. Że człowiek zaczyna żyć dla Bożej chwały. Przestaje służyć temu, co jest fikcją, a rozpoczyna fascynującą przygodę duchową. Bez pomocy Ducha nasze życie jest klęską, nie sposób iść w stronę Boga bez Jego potężnej pomocy. Największym dziełem Tego, który napełnił ogniem łaski apostołów w Wieczerniku, jest Niepokalana, którą przyzywamy jako Oblubienicę i Przybytek Ducha Świętego. Ona poczęła z Ducha Świętego i urodziła Mesjasza, Zbawiciela świata. W Niej nasza nadzieja.
W naszych medytacjach nad tajemnicą Eucharystii przywołajmy kolejne świadectwo, pisarki-żołnierza z czasów II wojny światowej. Czym jest dla mnie Msza święta? Najpierw, i niemal oczywiście, spotkaniem tych, którzy przyjęli zaproszenie i przyszli w poszukiwaniu prawdziwego Chleba. Choćby kościół był najbardziej zatłoczony, nie są tłumem: przyszli kierowani tym samym wspólnym pragnieniem i potrzebą, jeżeli nawet każdy z nich inaczej tę potrzebę rozumie i przeżywa.
Jak bardzo pojemne jest to „tu i teraz” Chrystusa pomiędzy nami. Msza święta jest szczególnym i przedziwnym przemienieniem. Przeistoczenie chleba i wina. Ale także czasu i przestrzeni. (…) Dlatego – choć kościoły wszystkich czasów i krajów wydają mi się świadectwem upartej, odwiecznej wędrówki ludzi ku temu, co święte (…) najbardziej niezapomniane są dla mnie wciąż te Msze, które spełniały się poza murami kościoła. To nie paradoks. Przypominały bowiem o tym właśnie, że cała przestrzeń jest święta, a prawdziwym kościołem jest ukierunkowana i przez to dynamiczna obecność ludzi.
Msze święte w wysokiej auli przedwojennego gimnazjum, która służyła za miejsce szkolnych uroczystości, przedstawień teatralnych, koncertów, a na co dzień była terenem hałaśliwych przerw między lekcjami. Polowa Msza w czasie Powstania, na polanie Puszczy Kampinoskiej, z buczeniem niemieckich samolotów nad głowami. W baraku-kaplicy w Kaczynie pod Kielcami, kiedy do Mszy służyli Gołubiew i Turowicz, a przez otwarte drzwi było słychać skowronki. Msza święta w odrapanej klasie, w czasie rekolekcji, w robotniczej paryskiej dzielnicy.
Przemieniony w czasie Mszy świętej staje się także czas. Czas ludzki: pokoleń, które modliły się w murach tego konkretnego kościoła, zgromadzonych tu wiernych, z których każdy przyniósł własny, nieprzenikniony do końca dla innych, czas. Ten czas ludzki – w tajemniczy sposób włączony w czas Boży. Poprzez teksty czytań, modlitw mszalnych, psalmów, ten Boży czas otwiera dla nas bez końca nowe przejścia. Msza święta przypomina nam, że cały czas jest święty, że Chrystus to także Chronocrator. A Msza święta to nie tylko godzina uświęcenia i łaski, ale droga, która prowadzi do życia wiecznego.
JEDNA CHWILA
26 maja
„Nie rozumiemy tego, co mówi” – to słowa niektórych uczniów Pana Jezusa. Słowa, którymi my także raz po raz opisujemy naszą wiarę, nasze wątpliwości, nasze tarapaty. Nie wiemy, nie rozumiemy, nie potrafimy wyjaśnić. Tym bardziej, że zabiegając o względy tego świata, zapominamy o tym, co najbardziej wartościowe. Zapominamy o miłosierdziu, będącym fundamentem wszelkiego działania. Zapominamy o Chrystusie, który umarł na krzyżu za nasze grzechy. Wołamy „Alleluja!” – nie pamiętając o Wielkim Piątku. Albo inaczej: ciągle stoimy pod krzyżem – jakbyśmy nie wiedzieli, że Poranek Wielkanocny wszystko zmienił w historii ludzkości.
Zabieganie o względy tego świata to najgorszy z możliwych pomysłów, wszak księciem tego świata jest diabeł. To on z radością patrzy na smutek i płacz człowieka, który przez grzech oddalił się od Boga. To on, demon i kłamca, chce sprowadzić ludzi na manowce. To inteligentny i przebiegły duch zła pragnie strącić każdego człowieka do piekła.
I wtedy na scenie świata pojawia się Ona, pokorna Służebnica z Nazaretu, która miażdży smokowi głowę. Nasz płacz i smutek ulatują, bowiem Matka potrafi zawsze przyjść nam z pomocą. Matka, Przyczyna naszej radości, pozwala otrząsnąć się z marazmu i wyruszyć w niekończącą się podróż – z tej ziemi do Nieba!
Jeszcze chwila – i znowu chwila – dość zagadkowe są te słowa, które serwuje nam Jezus w ten piękny czwartkowy dzionek. Do kogo są skierowane? Do wszystkich, bo każdy człowiek jest tylko chwilą pomiędzy dwoma wiecznościami. Pomiędzy przeszłością i przyszłością. Pragniemy, by ta „chwila” naszego życia trwała sto lat! Tymczasem dany nam jest jeden dzień, jedna godzina, no właśnie jedna chwilka! Patrzmy zatem na nasze życie we właściwym świetle. Jesteśmy tylko chwilą, która przemija, jak uczy święta Tereska od Dzieciątka Jezus.
Jezus mówi, że za chwilę uczniowie Go już nie ujrzą. Ale ich smutek – gdy minie kolejna chwilka – zamieni się w radość! Cóż to za radość? To radość wieczna, bo spotkamy się wszyscy w Niebie! Ale uwaga: to szczęście z okazji obiecanego zbawienia zaczyna się już teraz, na tym świecie, na tej naszej ziemi. Otrzymujemy zbawienie nie tysiąc lat po śmierci, ale już teraz, w tej chwili jestem zbawiony. Od tej godziny, w której dla nas i dla naszego zbawienia umarł i zmartwychwstał Chrystus – już nie wolno się smucić! Nie wypada żyć smutkiem, gdy wiemy, że oczekuje nas wieczne szczęście. Trzeba mieć w sobie radość i tę Bożą radość nieść innym! Tę niesamowitą radość na zawsze – za nic! Radość zbawienia, której nikt nie może nam odebrać. Nigdy. Patrzmy na nasze życie we właściwym świetle: idziemy przez doczesność, aby zamieszkać w wieczności.
ŚWIĘTYCH OBCOWANIE
27 maja
Smutne są wszystkie pożegnania. Ale bez pożegnań nie byłoby powtórnego spotkania. I to właśnie powtórne spotkanie jest źródłem radości: „Znowu się zobaczymy i rozraduje się wasze serce”. Więcej, Pan Jezus obiecuje uczniom radość, której nikt nie będzie mógł im odebrać. Radość, której nic nigdy nie zniweczy! Prawdziwa radość to nie śmiechy, chichoty, dowcipy, kawały albo żarty. To wewnętrzna pewność, że otrzymaliśmy największe szczęście, którego nigdy nie utracimy. Tym szczęściem jest łaska zbawienia, czyli radość wieczna.
Ta wielkanocna radość to również pamięć o tym, że zmartwychwstanie Chrystusa otwiera nam bramy nieba. To nie tylko okrzyk „Alleluja”, który wznosimy podczas każdej Mszy przed odczytaniem Ewangelii, ale świadomość, że Pan Jezus jest obecny z nami i dla nas. Obecny w swoim Słowie, obecny w Chlebie życia, którym jest Eucharystia, obecny w Kościele, czyli we wspólnocie wierzących. W tej Obecności odkrywamy źródło prawdziwej radości, w której nie tyle rżymy jak dziki koń, ale nagle widzimy świat z Bożej pespektywy.
Ten świat jest przejściem do królestwa, które nie przemija. Do Ojczyzny niebieskiej, w której nieustannie będziemy z radością spotykać Boga twarzą w twarz.
Tej radości zbawienia uczy nas udział w Eucharystii. Kiedy zbliżam się do Stołu ucztować razem z miliardami tych, którzy spożywali Ciało Pańskie przede mną, ich już nie ma. Byli wśród nich moi pradziadowie, i ich przodkowie do najdalszych pokoleń. Mogę znaleźć się z nimi na ten ułamek chwili, a przede wszystkim przy najdroższej i najbliższej matce, być przy niej, zgodnie z jej przewidywaniem, zgodnie z jej „testamentem”: tylko tu mnie spotkasz, więc szukaj mnie tu. Czy sama nie przeżyła podobnego doświadczenia ze swoją matką, a moją babką? Teraz mam je po obu stronach jako orędowniczki w jedynej wszechobejmującej wspólnocie żywych, umarłych i jeszcze nie narodzonych, którzy kiedyś wspomną mnie czy ujrzą przy sobie w tej samej chwili, gdy spożywać będą Chleb życia wiecznego.
„Znowu się zobaczymy i rozraduje się wasze serce”. Prawdziwa radość to wewnętrzna pewność, że otrzymaliśmy największe szczęście, którego nigdy nie utracimy. Że to do Boga należy ostatnie słowo.
SOLI DEO
28 maja
Ostatnia majowa sobota przypomina o modlitwie. Pan Jezus mówi do swoich uczniów: „O cokolwiek byście prosili Ojca, da wam w Imię moje”. Wystarczy modlić się z wiarą, a wszystko się spełni? No tak: Proście, a otrzymacie – szukajcie, a znajdziecie – kołaczcie, a otworzą wam! I jeszcze jedno: Gdzie dwaj albo trzej modlą się razem, tam jestem pośród nich – obiecuje Jezus.
Przypomnijmy sobie dzisiaj znany fragment z Księgi Rodzaju. Oto wisi nad światem potop, kara za grzechy ludzkości, ale Noe nie poddaje się. Wszak Pan Bóg obiecał mu ocalenie. Dlatego Noe buduje arkę! I wiemy, że tym statkiem Noe i jego rodzina popłyną w stronę swojego Stwórcy. Podobnie dzisiaj: jako dzieci Noego, mądre i roztropne, budujmy arkę, którą popłyniemy do nieba. Za Jezusem, którego Wniebowstąpienie już jutro!
Skoro Chrystus idzie do nieba, to dlaczego mielibyśmy urządzać na ziemi nasze wpiekłowstąpienia…? Dlaczego nie zostawić pychy i głupoty, zła i nienawiści – i wyruszyć za Jezusem na niebieskie polany. Dobry Pasterz wprowadzi nas do swego królestwa. O to prośmy dla nas i dla naszych bliskich. O to módlmy się dla wszystkich ludzi. O nawrócenie i wiarę, które zmieniają życie w modlitwę.
Maryja, Matka Kościoła, Arka Przymierza i Przybytek Ducha Świętego (wymieńmy przynajmniej te tytuły z litanii loretańskiej) – niechaj nas w tym wspomaga. I niechaj modli się za nami! Teraz i w godzinę śmierci naszej…
DUCHOWOŚĆ EUCHARYSTYCZNA
29 maja
Siódma niedziela wielkanocna to Niedziela Wniebowstąpienia. Pan Jezus odchodzi do nieba – a uczniowie, Jego umiłowani uczniowie, zostają na ziemi. To pożegnanie, jak każde pożegnanie, jest bardzo smutne. Czterdzieści dni trwało świętowanie Zmartwychwstania, ale teraz już koniec. Już nie ma czasu na wielkanocne wspominki, bo trzeba ruszać w świat. Głosić Dobrą Nowinę, żeby wszyscy ludzie przyjęli wiarę i mogli dostąpić zbawienia. Trzeba szukać owiec zaginionych, aby przyprowadzić je do Dobrego Pasterza. Nie ma czasu na gadanie, bo dzieło zbawienia pogania.
W ostatnim rozdziale Ewangelii według Świętego Łukasza słyszymy, że uczniowie Jezusa – po Jego wniebowstąpieniu – pełni radości wrócili do Wieczernika, że wielbili i błogosławili Boga. I my czyńmy podobnie. Biegnijmy do naszych wieczerników, czyli do kościoła, aby podczas Mszy świętej wielbić i błogosławić Bogu. A wówczas zapali się w naszych sercach wielka radość, obudzi się wiara i odwaga, która pozwoli głosić innym ludziom zbawienia. Bo przecież również do nas, do Ciebie i do mnie, mówi Zmartwychwstały Jezus – Wy jesteście Moimi świadkami! Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię, każdy, kto uwierzy, będzie zbawiony!
Wniebowstąpienie Pańskie to ostatni akord ziemskiej misji Jezusa. Apostołowie oddają Mu pokłon, chociaż święty Mateusz zapisał, że „niektórzy wątpili”. I tak już pozostało – na świecie mamy dwa gatunki ludzi: tych, którzy oddają pokłon Bogu oraz takich, którzy zatruwają wszystko wątpliwościami. Trochę inaczej pisze o tym Pascal, u niego istnieją tylko dwa rodzaje „prawdziwych” ludzi: ci, którzy całym sercem służą Bogu oraz ci, którzy w szczerości serca szukają Go!
Bądźmy tymi, którzy księgę swojego życia potrafią codziennie zapisywać niebieskim atramentem. Tymi, którzy patrząc na Jezusa powtarzają: Oto Baranek Boży… Tymi, którzy uczestnicząc we Mszy świętej zostają wciągnięci w składanie ofiary dziękczynienia i chwały. Syn Boży w ludzkim ciele żył, umarł, zmartwychwstał i wstąpił do nieba, ale także pozostał w Kościele. Mogę moim małym życiem, wszystkim, co je wypełnia, trudem i radością, przedłużać oddawanie chwały Ojcu, zapoczątkowane przez Syna w Jego człowieczeństwie. (…) prawdziwym miejscem kultu staje się moje serce, serce człowieka w Sercu Chrystusa, który przemienia, jednoczy i obdarza nieśmiertelnością.
Nie licz na słodkie słówka, pogaduszki, jakieś Orędzie Wniebowstępujące…! Koniec i kropka – zamiast gadaniny ruszaj w drogę, wszak ostatnie słowa Pana Jezusa do tego właśnie zapraszają: Idźcie i nauczajcie! Ruszajcie w drogę, aby uczyć innych prawdziwej miłości i prawdziwej dobroci, prawdziwego życia, którego kresem jest Niebo.
CHLEB POJEDNANIA
30 maja
Powoli kończy się maj. Miesiąc maryjny, w którym śpiewamy majówkę. W dzisiejszej Ewangelii słyszymy słowa Pana Jezusa: „Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę – Jam zwyciężył świat”. To w rozdziale szesnastym. A siedemnasty rozdział (tak zwana Modlitwa arcykapłańska Jezusa, w której powierza Bogu Ojcu swoich uczniów podczas Ostatniej Wieczerzy), zawiera kolejną naukę, a właściwie modlitwę Chrystusa Pana, skierowaną do Ojca: „Uświęć ich w prawdzie – Twoje słowo jest prawdą!”
Jak rozumieć to zdanie? To bardzo proste: tylko słowo Boga jest prawdziwe, bo tylko słuchając Boga człowiek może stać się prawdziwy. Stworzeni na obraz Boży, powołani jesteśmy do tego, aby iść w Jego stronę. Nasze życie to powrót do domu Ojca. Jeżeli podążamy nieustannie w tym kierunku, czyli gdy idziemy w stronę Nieba, wówczas żyjemy w blasku łaski – mówiąc inaczej: zostajemy uświęceni! Święty Bóg uświęca słabego człowieka i pozwala mu na życie w prawdzie i miłości. Tego uczymy się przez sto lat naszego życia, zawsze. A uczyć się trzeba od najlepszych, w tym wypadku od Pokornej Służebnicy z Nazaretu, którą nazywamy Naszą Najświętszą Matką.
Wspominamy dzisiaj świętego Jana Sarkandra, który był gorliwym kapłanem, spowiednikiem, a zmarł śmiercią męczeńską w roku 1620 w Ołomuńcu. Warto przy tej okazji przypomnieć, że właśnie spowiedź święta to wielki dar Miłosierdzia Bożego. Nie tylko w Roku Miłosierdzia, ale nieustannie, zawsze, każdego dnia – Bóg odpuszcza nam nasze grzechy. Skoro Sakrament Pojednania, czyli sakrament miłosierdzia, które Bóg okazuje grzesznikom, jest tak ważny, więc… pomyślmy o spowiedzi! I jeszcze o spowiednikach, bo bardzo potrzebni są święci i pobożni kapłani, których posługa jest nam konieczna do zbawienia. Tacy jak Jan Sarkander, jak Ojciec Pio, jak chorwacki zakonnik Leopold Mandić. W tej kwestii nie bądźmy „mądrzejsi” od Pana Boga – skoro dał nam sakrament spowiedzi, więc jest on nam do zbawienia niezbędny. Więcej, skoro mieliśmy odwagę grzeszyć, to miejmy odwagę wyznawać swoje grzechy. Po to, by odzyskać najcenniejszy skarb, czyli czyste serce.
Święty Janie Sarkandrze! Święty Ojcze Pio! Święty Leopoldzie z Padwy – wstawcie się za nami! Ucieczko grzeszników i Matko Miłosierdzia – módl się za nami grzesznymi!
PO PROSTU JEST!
31 maja
Ostatni dzień maja to Nawiedzenie Najświętszej Maryi Panny. Maryja idzie do Świętej Elżbiety. To znaczy do swojej krewnej, która stanie się wkrótce matką Jana Chrzciciela. Przedwczoraj wspominaliśmy o jego słowach, to przecież Jan Chrzciciel mówi, wskazując na Jezusa – Oto Baranek Boży… A wczoraj przypominaliśmy o miłosierdziu Boga, który przebacza grzechy. To właśnie o tym mówi nam dzisiaj Maryja: Wielbi dusza moja Boga (…) bo Jego miłosierdzie z pokolenia na pokolenie. Ten Bóg czyni wielkie rzeczy – wywyższa pokornych i karmi głodnych, bo na wieki trwa Jego miłosierdzie!
Maryja to Matka Miłosierdzia. Warto o tym pamiętać. Jestem – Pamiętam – i Czuwam – przy Tobie, Maryjo. Zwłaszcza w ten ostatni dzień maja warto podziękować za… wszystko! Za nasze Mamy. Za wszystkie cudowne imiona Matki Bożej, które śpiewaliśmy w naszych „majówkach”! Za każde „Zdrowaś Mario”. Za różaniec. I za te pieśni – Chwalcie łąki umajone… i za Królowej Anielskiej śpiewajmy… Chociaż z tą ostatnią pieśnią same problemy, bo niektórzy ciągle śpiewają o „Królowej Angielskiej”!
Za wszystko dzisiaj dziękujmy – Matce, Matuchnie, Mamusi, Matuli, Naszej Ukochanej Mamie, która patrzy i czuwa. W Ostrej Bramie i na Jasnej Górze – jest Matką i Królową wszystkich Polaków. W tradycji staropolskiej święto Nawiedzenia obchodzono 2 lipca pod nazwą święta Matki Boskiej Jagodnej. Ludowy przekaz głosił, że brzemienna Maryja na spotkanie ze swą krewną Elżbietą szła sama lasami i pustkowiami. W drodze za pożywienie miała tylko zbierane jagody. Dlatego, aby nie pozbawiać Matki Boskiej prowiantu, nie wolno było 2 lipca jeść leśnych owoców. Tak narodziła się Matka Boska Jagodna, opiekunka matek i ciężarnych, szczególnie tych, które miały trudności z donoszeniem ciąży albo niedawno straciły dziecko. Tego dnia tradycja zabraniała zrywania jagód, poziomek, wiśni, malin, agrestu, porzeczek i innych leśnych owoców.
W ten ostatni dzień maja z Maryją biegnijmy do Jej Syna. Z radością przystąpmy do Ołtarza Pańskiego. Być może kiedyś przychodziliśmy do kościoła na Mszę świętą tylko z obowiązku. Teraz z pokorą i w duchu pobożności wyznajemy: nawet dzień powszedni bez uczestnictwa w Eucharystii jest dla mnie dniem niepełnym, zmarnowaniem szansy, lekceważeniem Bożego wezwania: „Bierzcie i jedzcie”. Jakże nie usłuchać tego zaproszenia, tym bardziej, że łaska, którą niesie ze sobą Ciało Pańskie, jest wyraźnie odczuwalna i tak bardzo potrzebna na każdy dzień. Dlatego każdy dzień przeżyty bez przystąpienia do Stołu Pańskiego jest bolesną pustką.
Tajemnica Ciała i Krwi Chrystusa, który pragnie nas Sobą nakarmić to sprawa Boga, Jego miłosierdzia, wobec którego człowiek jest niegodną nicością. Jak uczy Ojciec Mieczysław Krąpiec OP: Gdy trzeba się zastanowić i wyrazić, czym jest dla mnie codzienna Msza święta, to powstaje w umyśle jakieś dziwne zakłopotanie… Czym jest? Po prostu jest! I my – dzięki niej – jesteśmy, istniejemy, oddychamy radością i światłem.
Zdumiewające jest to, że „o Mszy świętej wiemy tak mało! Stajemy biedni wobec tajemnicy Eucharystii, a przede wszystkim wobec zawartej w niej tajemnicy miłości”. Tym bardziej garnijmy się do Matki Najświętszej, naszej Matki i Królowej, Matki Miłosierdzia i Królowej Polski, abyśmy jak Ona uwielbiali Tego, który jest Życiem i Zmartwychwstaniem. Tego, który każdemu z nas obiecał: „Kto spożywa moje Ciało i Krew moją pije, ma życie wieczne, a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym”.