Aktualności

Historia Jonasza (scenariusz)

 

Marcin C. Słoń

 

Q

(HISTORIA JONASZA)

 

 

Pojawiają się na scenie

J.

Przyjaciel

Podróżny

Ekscelencja

Ksiądz Alojzy

Ksiądz Zygmunt

Gubernator

Minister

Doradca

Major

Kapitan

Kapral

Inspektor

Lekarz

Konferansjer

Arturo Z.

Agent NNO

Agent XVZ

Agent ZZZ

Gość 1

Gość 2

Gość 3

 

 

Prolog

 

Ciemności. Cisza. Po dłuższej chwili słychać werble. Z głośnika fragment Świętej Księgi:

Wstań, idź do Niniwy, wielkiego miasta, i głoś jej upomnienie, które ci zlecam. Niechaj wszyscy obloką się w wory, niech posypią głowy popiołem i żarliwie wołają do Mnie o zmiłowanie. Niech każdy odwróci się od swojego złego postępowania i od nieprawości, którą popełnia swoimi rękami.

A odstąpię od mojej zapalczywości i nie zginiecie.

Albowiem Ja Jestem, łagodny i miłosierny, cierpliwy i pełen łaskawości, litujący się nad niedolą… Ja Jestem Drogą, i Prawdą, i Życiem.

Film: człowiek na morzu. Zmęczony wiosłowaniem wpatruje się w niebo. W tle muzyka klasyczna.

Ciemności.

Cisza.

Scena 1.

Ludzie stoją na peronie. Słychać odgłos nadjeżdżającego pociągu. „Uwaga! Uwaga! Z toru drugiego przy peronie trzecim odjeżdża pociąg pospieszny z Neapolu do Bodzentyna, powtarzam, z toru drugiego przy peronie trzecim odjeżdża pociąg pospieszny z Neapolu do Bodzentyna…”

Słychać jakieś śmiechy. Z głośnika płyną słowa piosenki:

Jak się masz, kochanie…

W-y-b-u-c-h.

 

Scena 2.

Rozmowa telefoniczna.

Agent NNO: Nikt, nikt nie przeżył. Oczywiście, oczywiście. Pańska żona również. Właściwie powinienem złożyć wyrazy współczucia. Ależ skąd… wszystko pod kontrolą. Nasi ludzi już uruchomili gazety. Tak, to „kolejny akt terrorystycznego terroru”. Ooo… świetne, „kolejny akt terrorystycznego terroru ludzi bez sumienia”! Znakomite!

 

Scena 3.

W szpitalu psychiatrycznych leży na łóżku J. Powoli podnosi się i siada. Nieruchomy. Milczy.

 

Scena 4.

Ekscelencja (z gazetą): „Ten atak to kolejny akt terrorystycznego terroru ludzi bez sumienia”! Podobno tym pociągiem podróżowała żona gubernatora? Ach, cóż za nieszczęście…!

Major: To dopiero początek, Ekscelencjo.

Ekscelencja: Tak  Pan myśli? Czeka nas wojna domowa…

Major: Wojna to wielkie słowo. Po prostu trzeba kilku frajerów odesłać na tamten świat.

Ekscelencja: Ależ Majorze, jak Pan może w ten sposób…

Major: Ekscelencja nie wierzy w życie pozagrobowe? Na tamtym świecie będą mogli wysadzać i strzelać do woli, a na tym, to znaczy na naszym, świecie wreszcie zapanuje pokój i bezpieczeństwo.

Ekscelencja: Są jeszcze przykazania. Nie zabijaj!

Major: …i nie czyń drugiemu, co tobie nie miłe!

Ekscelencja: Nie wolno gwałtem odpowiadać na gwałt! To nie jest właściwe rozwiązanie.

Major: Cóż zatem?

Ekscelencja: Zawsze pozostaje modlitwa.

Major: Jak zawsze Ekscelencja ma rację. My, wojskowi, modlimy się często. I rzetelnie. Zwłaszcza przed akcją. Żeby anioł śmierci dotknął tego w innym mundurze, a mnie ominął. Tak przynajmniej było, gdy jeszcze byłem w służbie czynnej. Łatwo Ekscelencji mówić o modlitwie, gdy siedzi bezpiecznie w domu. Święty spokój i chóry anielskie to najlepsze towarzystwo. A tam ludzie giną.

Ekscelencja: Yhm… w zamachu zginęła też jedna siostra zakonna. I to w dodatku przełożona klasztoru.

Major: Wybiorą nową. Proszę mnie źle nie zrozumieć. W zamachu zginęły 43 osoby. To jest wojna. Popieram Nie zabijaj, ale wcześniej trzeba zlikwidować wszystkich przeciwników. Wszystkich. Co do jednego. A później: miłujmy się jak bracia.

Ekscelencja: Oddio! Jaki ten świat okropny…Czy to prawda, że jutro przyjeżdża z Rzymu minister obrony? Będzie Pan na spotkaniu??

Major: Tak, prawdopodobnie przybywa, chociaż to tajemnica państwowa.

Ekscelencja: Proszę mu przekazać, iż – jeżeli mogę w tej materii o cokolwiek prosić – należy prowadzić działania wojskowe w taki sposób, no… najlepiej, żeby w ogóle nie prowadzić żadnych działań, ale skoro już, to we właściwy sposób.

Major: We… właściwy sposób?

Ekscelencja: Tak. Żeby ofiar było jak najmniej.

Major przechodzi na drugą stronę

Ekscelencja: Żeby zginęło możliwie najmniej ludzi.

Major: Przekażę ministrowi, iż Kościół wyraża swą troskę i niepokój.

Ekscelencja: Właśnie tak. Dziękuję.

Major: Dziękuję i ja. Chociaż… spodziewam się, co odpowie Pan Minister.

Ekscelencja patrzy ze zdziwieniem na Majora.

Major: Wcale nie chodzi o to, ile zginie ludzi, mało czy dużo, muszą zginąć właściwe osoby. Wszystkie właściwe osoby. Żegnam, Ekscelencjo.

Ekscelencja: Żegnam i ja… Mateusz 26, 52.

Major (patrzy ze zdziwieniem na Biskupa): To znaczy?

Ekscelencja: To fragment z Biblii. „Kto mieczem wojuje, od miecza zginie”. Tradycyjnie zapraszam w środę na partię szachów, Panie Majorze.

 

Scena 5.

Minister: Panie Kapitanie, jesteśmy zaniepokojeni, to już dziesiąta ofiara.

Kapitan: Panie Ministrze, robimy, co w naszej mocy. Sprawą zajmują się nasi najlepsi agenci. Najlepsi, jakich mamy… Jesteśmy pewni, że za wszystkimi morderstwami kryje się jeden człowiek.

Agent ZZZ: Nazwaliśmy go mordercą alfabetycznym…

Agent XVZ: …albo Literatem, ponieważ zostawia przy ofiarach litery.

Kapitan z zadowoleniem patrzy: raz na ministra, raz na swoich asów wywiadu.

Agent ZZZ: Przy ostatniej ofierze znaleziono literkę Z.

Agent XVZ: Przy dwóch wcześniejszych dwa razy pojawiła się litera A.

Minister: Czy to oznacza, że morderca, ten Literat, wykonał już swój plan? Zabił wszystkich od A do Z.

Agent ZZZ: Niezupełnie! Proszę uważnie popatrzeć na dotychczasowe ofiary…

Agent XVZ: A, A, Z, I, J, K, M, S, i jeszcze to Ę. To Ę dało nam do myślenia.

Kapitan: Początkowo myśleliśmy, że to podpis sprawcy. Na przykład… Z. M. A. KIJAS. Ale to Ę?

Minister: K.I.J.A.S? Sugerujecie, że za całą sprawą stoi Ojciec Zdzisław z watykańskiej Kongregacji ds. Świętych? To niedorzeczne.

Agent ZZZ: Panie Ministrze, psychologia zna rozmaite przypadki…

Agent XVZ: …o których się filozofii nie śniło!

Kapitan: Nie męczcie dłużej Pana Ministra. Oczywiście, zabezpieczyliśmy ślady, sprawdziliśmy wszystkie możliwe poszlaki, wytypowaliśmy ewentualnych sprawców, a co najważniejsze: znaleźliśmy motyw.

Minister: Wiecie, dlaczego Literat zabija?

Agent ZZZ: Chwila cierpliwości. Pół roku temu w Neapolu zginęły 43 osoby. Za zamachem stoi – prawdopodobnie – radykalna lewica, która wcześniej była radykalną prawicą, a obecnie otrzymuje pieniądze od bliskowschodniego mocarstwa. Od pół roku śledztwo stoi w miejscu, ponieważ nie ma żadnych dowodów, na podstawie których można postawić akt oskarżenia.

Agent XVZ: I oto nieoczekiwanie pojawia się Literat, który zabija potencjalnych zamachowców. A właściwie zleceniodawców. I będzie zabijać dalej.

Minister: Będzie zabijał dalej… czyli to nie koniec?

Agent ZZZ: W zamachu zginęły 43 osoby, on na razie zgładził dziesięć. Znaleziono dziesięć liter fatalnej łamigłówki: A, A, Z, I, J, K, M, S i Ę.

Agent XVZ: Czy Pan Minister wie może, jaką piosenkę usłyszeli pasażerowie, zanim wybuchła bomba?

Z głośnika lecą dźwięki: „Jak się masz, kochanie, jak się masz…”

Minister: Znam ją, to ulubiona piosenka mojej żony…

Agent ZZZ: Czyli żona Pana Ministra również znajduje się w kręgu podejrzanych?! To oczywiście żart. Ale to właśnie ta piosenka zainspirowała Literata.

Agent XVZ: Proszę uważnie popatrzeć: A, A, Z, I, J, K, M, S i Ę.

Na tablicy pojawiają się litery: A, A, Z, I, J, K, M, S i Ę.

Następnie układa się napis: J, A, K, S, I, Ę, M, A, S, Z.

J, A, K, S, I, Ę, M, A, S, Z.

Kapitan: Sam refren składa się z 60 liter. Przed nami długa zima.

Minister: Panowie, a zatem wszystko jasne. Zbrodnia, nade wszystko zbrodnia polityczna, to dzieło szaleńca, którego… którego… którego należy powstrzymać! Wszelkimi sposobami!

Wbiega policjant.

Kapral Mucha: Kapral Mucha, mam meldunek!

Kapitan: Melduj Panu Ministrowi.

Kapral Mucha: Panie Ministrze, są kolejne ofiary.

Minister: Ile?

Kapral: Pięć. Zostali zastrzeleni na Ulicy Wąskiej, z liter odczytano już słowo: K,O,C,H,A.

Kapitan: Literat nie próżnuje: Jak się masz, kocha… Panie Ministrze, a zatem znamy również kolejne słowo…

Minister: Kolejne będzie N, I, E. I będą trzy ofiary.

Kapitan: Doskonale. Pan Minister niczym Sherlock Holmes. Przenikliwość godna FBI!

Minister przerażony: Trzy ofiary, trzy ofiary…? Muszę już Panów pożegnać. Obowiązki!

Kapitan: Obowiązki, obowiązki! Cóż za wzruszająca pracowitość. I ta słynna odwaga ministrów obrony. Kapralu, proszę zawiadomić dziennikarzy. Jutro o godzinie dziewiątej konferencja prasowa z wizją lokalną na ulicy Wąskiej.

 

Scena 6.

Kapitan: Witam Państwa bardzo serdecznie. Wczoraj w tym miejscu dokonano zabójstwa pięciu osób, należących do Rady Nadzorczej Koncernu „GREEN CAR”. Inspektor Luigi Burro przedstawi prawdopodobną wersję zdarzeń.

Inspektor: W wyniku czynności dochodzeniowych dokonaliśmy odtworzenia zdarzenia z dnia 12 sierpnia br. z Ulicy Wąskiej, w których śmierć ponieśli: Arturo Z, Mario P, Mario W, Dario S i Eduardo J. Oto nasza rekonstrukcja zdarzeń.

Rekonstrukcja zbrodni. Na scenie budka z prasą, obok siedzi pięciu mężczyzn (przeglądają gazety). Ktoś zamiata placyk. Jakiś cyklista pomyka.

Kapitan: Morderca wchodzi od strony południowo-zachodniej. Strzela do dwóch mężczyzn siedzących bliżej, a następnie oddaje trzy strzały do trzech mężczyzn siedzących dalej.

Morderca wchodzi. Strzela do dwóch mężczyzn, a następnie oddaje trzy strzały do trzech mężczyzn. Zostawia litery obok ofiar. Wychodzi.

Cisza.

Inspektor: Pięć strzałów, pięć ofiar, jeden morderca.

Czy trzeba się bać? Cóż, ten człowiek to naprawdę profesjonalista.

Tak, jest zdesperowany, dopóki pozostaje na wolności, będzie zabijał.

Owszem, w najbliższych dniach policja ogłosi, iż za pomoc w schwytaniu Literata przewidziana jest nagroda pieniężna.

Jeśli to wszystkie pytania, dziękuję za zabicie, przepraszam, za przybycie.

Cisza. Po dłuższej chwili wstaje jedna z ofiar.

Arturo Z: „Pięć strzałów, pięć ofiar, jeden morderca”. To bzdura. Wszystko – jak zwykle – wyglądało zupełnie inaczej.

Rekonstrukcja II. Na scenie budka z prasą, obok siedzi pięciu mężczyzn (przeglądają gazety). Ktoś zamiata placyk. Jakiś cyklista pomyka.

Morderca wchodzi. Strzela do dwóch mężczyzn, a następnie oddaje trzy strzały do trzech mężczyzn. Nie zostawia liter! Wychodzi.

Po chwili do ofiar podchodzi inny mężczyzna, przy każdym zabitym zostawia kolejną literę. Wychodzi. Ostatni mężczyzna sprawdza, czy wszystko zostało właściwie wykonane.

Cisza.

 

Scena 7.

Jogging. Gubernator biegnie przez park ze swoim doradcą.

Gubernator: Jesteś przekonany, że możemy rozmawiać?

Doradca: Tak jest, Panie Gubernatorze, tutaj jesteśmy bezpieczni…

Gubernator: Czyli żadna Sowa albo Jaskółka nie podsłuchuje?

Doradca: Nie podsłuchuje, nie nagrywa, nie śledzi. Bo bujać to my, a nie nas, Panie Gubernatorze!

Gubernator: Bujać to my, a nie nas – dobrze powiedziane…! A zatem do rzeczy: agent „J 586” nieźle sobie poczyna…

Doradca: W ciągu trzech tygodni zabił15 osób. Niezła średnia.

Gubernator: W takim tempie zlikwiduje 300 osób w ciągu roku.

Doradca: Owszem, jeszcze dwóch, trzech takich profesjonalistów, a można by oczyścić kraj z paprochów.

Biegną chwilę w milczeniu.

Gubernator: A co, jeśli się dowie.

Doradca: On już wie…!

Gubernator: Jak to…?

Doradca: Jego najlepszy przyjaciel, jeszcze z podstawówki, jest naszym oficerem. Poinformował go, że jego żona i dzieci żyją! Nie zginęli w katastrofie kolejowej.

Gubernator: I co… czy teraz nie przestanie?

Doradca: Zabijać?

Gubernator: No właśnie…!

Doradca: Dotychczas zabijał myśląc, iż jego rodzina nie żyje. Robił to z zemsty. Z pobudek, powiedzmy to, osobistych. Teraz strzela, ponieważ pragnie zniszczyć kolejowych terrorystów. Jego zemsta ma wymiar publiczny, narodowy, uniwersalny. W sumie jego rodzina też mogła tam zginąć. Stał się mordercą ideowym. Z mściciela tragedii rodzinnej zrobiliśmy mordercę ideowego, więcej, mordercę idealnego.

Gubernator: Niezwykłe.

Doradca: Owszem, wszystko wymyślił Prof. Emillio Freund. Tak, tak, to ten wybitny profesor z uniwersytetu w Palermo. Genialny… psychopata.

Gubernator: A co… jeśli J 586 dowie się prawdy…

Doradca: Jakiej prawdy? Prawda nie istnieje, to znaczy prawdą jest to, co podajemy ludziom jako poranne informacje.

Gubernator: Do cholery! Co, jeśli wyjdzie na jaw nasza intryga.

Chwila ciszy.

Doradca: Jaka intryga? Nie ma żadnej intrygi. I nie ma żadnych dowodów.

Gubernator:  Prędzej czy później wszystko wyjdzie na jaw. Profesor Freund o tym nie pomyślał?

Doradca: Owszem, rozmawiałem z nim również o takiej możliwości. Jeśli prawda wyjdzie na jaw, trzeba będzie zlikwidować agenta J 586. Zanim on zabije nas. Nas wszystkich.

 

Scena 8.

Łóżko. Na łóżku siedzi J.

Kapitan: Panie Ministrze, oto i nasz champion! Jedyny w swoim rodzaju, James Bond nowej epoki, Słynny Człowiek Bez Twarzy…

Minister: A jednak ma twarz! No, rozchmurz się, Bohaterze! Nie bawimy się w Hannibala Lectera…! Keep smiling! Keep smiling!

Niezręczna cisza. Lekarz chrząka.

Lekarz: Czy to już wszystko? Chory potrzebuje spokoju.

Kapitan: Chory potrzebuje spokoju? Chory potrzebuje… lekarstwa! A my właśnie z lekarstwem, Pan Minister coś dla ciebie maaa! I chociaż nie jest ministrem zdrowia, to jednak troszczy się o swoje dzieci!

Lekarz: Panie Kapitanie, już wystarczy, chory potrzebuje…

Kapitan: …potrzebuje, potrzebuje! Dostanie wszystko, czego tylko potrzebuje. Bo przecież należy się nagroda, nagroda dla naszego bohatera!

Minister: Właściwie powinniśmy przynieść15 róż.

Kapitan: Piętnaście róż dla naszego Nieboraka, piętnaście róż w nagrodę za piętnaście głów!

Minister: A może lepiej: od razu ogromny bukiet róż, sto róż, tysiąc róż, milion róż.

Kapitan: Milion róż! Milion róż!

Minister bierze chorego za rękę i prowadzi przed scenę.

Minister: Milion białych róż. Milion czerwonych róż. Rzeka kwiatów, we wszystkich kolorach świata. Morze stokrotek, konwalii i fiołków.

Kapitan: Morze jaśminu…

Minister: Morze lilii…

Kapitan: Morze bzu…

Minister: Morze storczyków..

Kapitan: Morze pelargonii…

Minister: Morze bławatków…

Kapitan: Morze chryzantemów…

Minister: Morze goździków…

Kapitan: Morze nenufarów…

Chory upada na ziemię.

Minister: A może? Może…? Może ocean tulipanów!

Kapitan: Ach, Panie Ministrze, ależ to genialne! Ocean tulipanów!

Śmieją się do rozpuku.

Lekarz: Panowie, Pacjent jest zmęczony. Koniec wizyty.

Kapitan: Koniec? Jaki Ko-Niec? To dopiero początek. Początek Nowego Świata.

Minister: Ja, Ja… teraz ja! Początek Nowego Świata, w którym… w którym… w którym…

Kapitan: …w którym „Ocean Tulipanów”!

Śmieją się ponownie.

Lekarz: Panie Jonaszu, chodźmy stąd…

J. : Jeszcze nie, jeszcze nie teraz…

Narasta muzyka. Jeszcze. I jeszcze.

Wbiega Kapral.

Kapral: Panie Kapitanie, 10 minut temu zabito trzech dziennikarzy z opozycyjnego dziennika „IL CINGHIALE”

Minister (zachwycony): Ocean Tulipanów!

Kapitan (zdezorientowany): Dziesięć minut temu? Jak to się stało?

Kapral: Morderca wszedł do redakcji i oddał…

Minister: Trzy strzały? Wiedziałem! Wiedziałem! Sam bym tego lepiej nie zrobił! Genialne… Panie Kapitanie, po prostu genialne! Absolutnie genialne!

Lekarz: Wizyta skończona. Pacjent naprawdę jest bardzo zmęczony.

Kapitan: Kapralu, proszę odwieźć Pana Ministra, ja muszę jeszcze chwilę zostać w szpitalu.

Kapral: Rozkaz, Panie Kapitanie!

Minister (do Lekarza): Ocean Tulipanów, rozumie Pan, Ocean Tulipanów…!

Wychodzą.

Kapitan: Proszę… bo ja nie rozumiem, jak to jest możliwe…? Dziesięć minut temu zastrzelono trzech dziennikarzy. I słusznie, nie stali po właściwej stronie. Ale… ale… Pan tutaj, czyli to zrobił ktoś inny. Istnieje jakiś inny morderca? Jeszcze ktoś – poza tobą – zabija???  Mów!

J. (chwyta Kapitana za kark, rzuca nim o ziemię, stawia na nim krzesło – siada):  Panie Kapitanie… Nie każda rzecz musi być wykonana własnoręcznie. Dziennikarzy zlikwidował Mario Suzo. Dokładnie tak, to ten cwany twardziel. Że nie jest po naszej stronie? Po jakiej naszej stronie? Ja nie rozróżniam stron. Dzisiaj rano zadzwoniłem do Maria – powiedziałem mu, że KTOŚ podłożył bombę pod przedszkole, do którego chodzą jego dzieci. Synek i córeczka.

Mario szybko zrozumiał, że to transakcja, w której nie wolno negocjować. Trzech żurnalistów kontra dwójka jego dzieci. Szybko rozwiązał problem.

Kapitan: On… nie daruje ci. Znajdzie cię, zabije!

J.: Owszem, Mario to wyjątkowo mściwa kanalia. I wie Pan, Panie Kapitanie, nawet ja odczuwam przed nim strach. Pomyślałem, że w ciągu kilku godzin namierzy numer telefonu, z którego do niego dzwoniono…

Ależ proszę się nie obawiać o moje życie. Mario namierzy numer, a kiedy sprawdzi, do kogo należy, wyświetli się nazwisko Pana Ministra. A propos, gdzie jest nasz drogi minister. Tak jakoś prędko nas opuścił. A tak, tak, śpieszy się do swojego domu… I słusznie, myślę, że od godziny ktoś tam na niego czeka.

 

Scena 9.

Major: Sytuacja staje się naprawdę poważna.

Ekscelencja: Widzę, widzę, ale mój goniec bije Pana wieżę i… szach!

Major: Niezły ruch. Król na B 5. Minister cudem uniknął śmierci. Terroryści stają się coraz bardziej zuchwali.

Biskup milczy, zastanawia się nad następnym ruchem.

Major: Ten szaleniec, Mario Suzo alias Makarewicz, bo jego dziadek był Polakiem, albo Ruskiem, zresztą wszystko jedno, zamordował wcześniej trzech dziennikarzy…! Bogu niech będą dzięki, że minister ocalał.

Ekscelencja: Rzeczywiście, Boża Opatrzność nad nami wszystkimi. Być może ów terrorysta stoi za poprzednimi zamachami. Może ma wspólników, zapewne Kapitan Grossi zajmie się nim należycie i ten bandzior wszystko wyśpiewa. Powiadają, że kapitan potrafi wydusić zeznania nawet z umarłego.

Major: O tak, tak… Jednak w tym przypadku niewątpliwy talent kapitana poniósł klęskę. To znaczy Suzo umarł, zanim kapitan wydusił z niego cenne informacje. Chociaż, być może to koniec historii alfabetycznego zabójcy. Wieża na H 3.

Ekscelencja: Wierzy Pan, że to Suzo był Literatem?

Major: Szczerze? Nie, niestety nie.

Ekscelencja: Panie Majorze, skąd taki pesymizm?

Major: Szczerze mówiąc, Ekscelencjo. Po pierwsze, primo, Literat zabija z wyjątkową finezją, elegancko, jego perfekcyjne morderstwa to dzieła sztuki. A ten Puzo…

Ekscelencja: Suzo… Suzo, Panie Majorze.

Major: Ten Suzo urządził jakąś chorą rzeźnię. No ale czego wymagać od weterana z Iraku.

Ekscelencja: A po drugie?

Major: Po drugie, primo: nie zostawił liter. Jakby dawał znak: nie jestem literatem. Każdy normalny zabójca próbowałby rzucić podejrzenie na Literata, ale nie on, on chciał, abyśmy wiedzieli, że to nie jest sprawa Jak się masz, kochanie

Ekscelencja: A ja uważam, że Puzo jest Literatem!

Major: Suzo?

Ekscelencja: Suzo? A ja co powiedziałem?

Major: Puzo?

Ekscelencja: Nie, niemożliwe… Goniec bije wieżę. Szach!

Dzwoni telefon.

Major: Cholera! Hallo? Hallo?!

Ekscelencja: Tak, tak, Panie Majorze, goniec bije drugą wieżę… Puzo to Suzo, a Suzo to Literat.

Telefon dzwoni po raz wtóry.

Major: Hallo, no już jestem! Tak, tak… to ja, a niby kto ma być? Święta Cecylia?

Ekscelencja: Majorze…!

Major: Ekscelencjo, to jednak nie Suzo. Literat zabił następną ofiarę. Kapitana Grossi.  Zabito go… krzesłem.

Ekscelencja: Krzesłem?

Major: Yhm… Litera Jot. Zaczął drugą kolejkę.

Ekscelencja: Boże miły, Jot! Jak Jeremiasz.

 

Scena 10.

Inspektor: Co wiemy…? Poza tym, że mamy już szesnaście ofiar.

Arturo Z: Niewiele: lubi literaturę, ma poczucie humoru i nie odpuści.

Agent NNO: Rasowy killer. Nikt nie jest bezpieczny. Od śmierci kapitana wiemy, że to prawdziwy zawodowiec. Nie cofnie się przed niczym.

Arturo Z: Zamiast mówić o nim Literat, powinniśmy zacząć używać innego określenia: Niewidzialny.

Agent XVZ: Ale to przecież człowiek, a ludzie popełniają błędy. Wcześniej albo później popełni jakiś błąd.

Agent ZZZ: A jeśli Pan Niewidzialny nie popełni błędu. Tak zwyczajnie, zabija i znika, i jest bezbłędny.

Agent XVZ: To niemożliwe, każdy popełnia błąd.

Agent ZZZ: Każdy? Kapitan myślał podobnie… Teraz już wie, że istnieją mordercy, którzy nie popełniają błędów.

Agent XVZ: Jeśli tak myślisz, to wypisz się z firmy. Po co ścigać złoczyńcę, skoro i tak wiemy, że jest „niewidzialny”.

Inspektor: Spokojnie, panowie! Co wiemy?

Arturo Z: Lubi literaturę, ma poczucie humoru i nie odpuści.

Agent NNO: Jest desperatem, nie odpuści. Jest też niebywale inteligentny. Właściwie… nie, może nie powinienem, dla mnie nasz Pan Niewidzialny nie jest Literatem. To… Jasnowidz. Ciągle o krok przed nami. Jakby wiedział, co i jak zrobimy.

Agent XVZ: Dopadniemy go, to kwestia czasu.

Agent ZZZ: W tym problem, że nie mamy czasu.

Inspektor: To co powiem, niech zostanie między nami. Od kilku tygodni siedzimy nam tą sprawą. Wszystkie nitki prowadzą wysoko, bardzo wysoko. Na sam szczyt. Powiedziano mi bardzo wyraźnie, że Pan Niewidzialny jest nietykalny. Że… „możemy go gonić, ale tak, aby go nie dogonić”! Przecież – dziwnym trafem – zabija tych, którzy są niewygodni.

Jednym słowem, panowie, żopa! Ale to już koniec, odkąd zabił Kapitana Grossi… Teraz to dla nas kwestia honoru.  Dopadniemy go, i zostawimy literkę obok jego trupa.

 

Scena 11.

Film: człowiek na morzu. Zmęczony wiosłowaniem wpatruje się w niebo. W tle muzyka jazzowa.

 

Scena 12.

Przyjaciel: Już czas. Są blisko, bliżej niż myślisz.

J. Wiem, słyszę ich kroki. I tak miałem sporo czasu. Co z moją żoną i dziećmi? Czy są bezpieczni?

Przyjaciel: Dzisiaj nikt nie jest bezpieczny.

J. Czy żyją…?

Przyjaciel: Wczoraj jeszcze żyli. Ale oni są coraz bliżej. Za kilka dni dowiedzą się… Przyszły rozkazy z Moskwy.

J. Nie uwolnimy się od nich. Ani za życia, ani po śmierci. Z Moskwy… Szto skazali? (cisza) Cóż powiedzieć? Jestem gotowy…

Przyjaciel: Widzisz przyjacielu, nie będę ukrywał, masz małe szanse. Ale masz…

J. I ja to wiem, wiem… Mam małe szanse, a ty… nie masz żadnych. Dostałem rano kolejne zlecenia.  Na ciebie…

Przyjaciel wydaje się zaskoczony… bezradnie gestykuluje, bierze powietrze, próbuje coś powiedzieć. Uwaga: jest zaskoczony tym, że J. wyjawił mu prawdę.

Przyjaciel: I ja to wiem… Istnieje jednak szansa, cień szansy…! Mamy swojego człowieka, kojarzysz inspektora Mendozę? Jutro o 17.33 wejdziesz do kawiarni „Zero” na ulicy Złotej 8. Będę czekał. Pogadamy, posiedzimy… Tak żeby nas zobaczyli, namierzyli. Razem. O 17.48 wejdzie tam komando śmierci. Czterech facetów w czerni. A potem: zastrzelą nas, zostawią dwie literki (nawet nie wiem jakie, tu dałem im możliwość improwizacji), o 18.00 pojawi się na miejscu Mendoza. Zrobi zdjęcia, poinformuje prasę i zawiesie nasze ciała do prosektorium.

J. Dobry plan. Czy mogę mieć ostatnią prośbę?

Przyjaciel: Owszem.

J. A nawet dwie prośby. W sprawie liter. Bo jako Literat… nie cierpię improwizacji. To kwestia stylu.

Przyjaciel (uśmiecha się): Rozumiem.

J.: Chciałbym wybrać dla ciebie literę.

Przyjaciel: Co to za litera?

J. Taka sama, jak moja. Literka: Q.

Przyjaciel: A zatem dwa razy Q, o ile dobrze zrozumiałem. KU_KU.

J. Kukułeczka kuka… Nam strzelać nie kazano… wstąpiłem na działo. Ku-ku… ku-ku..  Przyjacielu, jutro?

Przyjaciel: Jutro!

J. Dramat na chwilę stanie się komedią, aby już na zawsze przemienić się w dramat. To się nie uda…! Nie wyjdziemy z tego żywi.

Przyjaciel:  Ależ oczywiście. Zgadzam się z tobą całkowicie. Skoro jednak już jesteśmy martwi, czy nie warto spróbować, mój miły Watsonie?

J. Raczej: mój biedny Samsonie… Pozostanę przy swoim pesymizmie, wolę być miło zaskoczonym niż niemiło rozczarowanym.

Przyjaciel: Yhm… jutro o siedemnastej trzydzieści trzy na Zło…Tej!

J. Spotkanie niepoprawnego optymisty z nihilistycznym pesymistą. To się nie może…

Przyjaciel: Wiem, wiem… To się nie może udać! Ja też mam jedno pytanie. Ostatnie. Przedśmiertne. Dlaczego Q?

J. I to jest dobre pytanie… Q? Literka Q? Odpowiem ci jutro… o osiemnastej trzydzieści.

 

Scena 13.

Major: Ekscelencjo, nie możemy dłużej czekać.

Ekscelencja: Wprowadzenie stanu wojennego niczego nie zmieni. Przemoc nie jest dobrym rozwiązaniem!

Major: Prezydent już podjął decyzję. Co zrobi Kościół? Co mam przekazać prezydentowi?

Ekscelencja: Będę się modlił za niego. I za tych, których wczoraj rozstrzelała policja. Ci biedni ludzi chcieli rozmawiać, ale zamiast słów, przemówiły kule.

Major: To terroryści. Z takimi nie wolno pertraktować. Jak mówi moja żona: „Taki zakuty łeb niczego nie zrozumie”.

Ekscelencja: Tak mówi o Panu?

Major: Ogólnie, o mężczyznach. Ksiądz Biskup również jest mężczyzną.

Ekscelencja: Jestem człowiekiem, Panie Majorze. I nie mogę stawać po stronie zbrodniarzy. Policja strzelała do bezbronnych ludzi. Kościół nie może milczeć.

Milczą…

Ekscelencja: Czy prezydent uwolni ojców franciszkanów?

Major: Istnieje poważne domniemanie, iż owi cnotliwi franciszkanie ukrywali Diego Alvara, którego policja ściga od czterech lat.

Ekscelencja: Od czterech lat…? Gratuluję podwładnych. Cóż za szybkość działania? I jakie tempo… nie zdołaliby aresztować nawet stuletniej Chiary, które ledwo co słyszy i jest ślepa na jedno oko.

Major: A ja gratuluję ojców. Dzielni ci franciszkanie. Nikogo nie sypnęli. Taką cnotę należy nagrodzić. Jakie to przykre, że za kilka dni w więzieniu wybuchnie bunt, czterech ojców franciszkanów zaginie, a po tygodniu znajdą ich, martwych, w kanale ściekowym.

Ekscelencja: Nie zrobicie tego.

Major: Księże Biskupie, zbliża się Boże Ciało. Mam tylko jedną, małą prośbę: proszę powiedzieć z ambony prawdę.

Ekscelencja: Jaką prawdę? O zakonnikach, których więzi okrutny reżim?

Major: Ależ Ekscelencjo, bez takiego patosu! Zwolnimy ich – zaraz po tym, jak Kościół powie prawdę: prawdę o tych, którzy walczą z legalną władzą. Niech ksiądz biskup powie, że każdy, kto podnosi rękę na prezydenta, pójdzie do piekła. Po śmierci, a nawet za życia. Każdy, kto podnosi rękę… zostanie pozbawiony… pociągnięty do odpowiedzialności.

Biskup milczy. Po chwili.

Ekscelencja: Zwolnicie franciszkanów?

Major: Słowo oficera. Ale musicie dać poparcie.

Ekscelencja: Najpierw zwolnijcie ojców franciszkanów. Wszystkich! A powiem wszystko, co trzeba powiedzieć.

Major: O… i tak trzymać. Władza duchowna i świecka powinny się trzymać razem. Wiedziałem, że można liczyć na przychylność Księdza Biskupa. I proszę tego nie brać osobiście, to tylko kolejna partia szachów, w której należy poświęcić gońca, aby ocalić króla.

Wychodzi.

Ekscelencja: Król jest tylko jeden… Król jest tylko jeden!

 

Scena 14.

J. siedzi w kawiarni. Wchodzi Przyjaciel.

Przyjaciel: Jesteś?

J. Jestem.

Przyjaciel: Pora zacząć finałowe odliczanie…

J. Jesteś pewien? Że się uda?

Przyjaciel: Nie wiem. Ale… może się uda. Kto wie? Zauważyłem, że pomimo całej grozy oczekiwania na… to, pomimo to, świat stał się jaskrawo kolorowy.

J. Niczego nie zauważyłem. Nie jestem poetą.

Przyjaciel: Jesteś. Jeszcze tego nie wiesz. Wszyscy jesteśmy.  Yhm… powiesz mi, dlaczego Q?

J. Powiem.

Przyjaciel: Yhm…

J. Powiem,

Przyjaciel: Powiem. Po drugiej strony.

Przyjaciel: Yhm… czyli: już za chwilę.

J. To On?

Przyjaciel: Miejmy nadzieję, że to właśnie On.

J. Na wszelki wypadek, gdyby to jednak nie był on, pamiętaj, że ja… Zawsze lubiłem kolor niebieski!

Ciemności. Strzały…!

 

Scena 15.

Wchodzi Inspektor. Ogląda ofiary, a potem dzwoni.

Inspektor: Tak, zadanie wykonane, nie żyją. Wszystko zgodnie z planem. Nie było żadnych problemów. Obaj! Tak jest. Za chwilę wyczyścimy teren. Można poinformować prasę. Nie… Na razie nie ujawniamy, że Literat został zlikwidowany. Tak… nie, nie… Dziękuję. To dla mnie zaszczyt, Panie Gubernatorze. Cała przyjemność po mojej stronie.

 

Scena 16.

RADIO NEWS

Info: I jeszcze informacja z ostatniej chwili: Literat znowu zabija. W kawiarni na Ulicy Złotej zastrzelił… kolejne dwie osoby, mężczyznę w wieku 44 lat oraz drugiego w wieku 42 lat. Co ciekawe, przy ofiarach odnaleziono dwie identyczne litery: Q. Q…? Jak Queen, który teraz, specjalnie dla Państwa, z piosenką  „Bicykle race”!

 

Scena 17.

Ekscelencja: Księże Zygmuncie, wszystko już gotowe?

Ksiądz 1: Wszystko gotowe, Ekscelencjo.

Ksiądz 2: Wysłałem list do kardynała Ihnatowicza, „Ekstazę Świętego Franciszka” El Greca przekazałem do kanonika z Pelplina, spakowałem potrzebne książki.

Ekscelencja: Mam przeczucie, iż wiele nie poczytam.

Ksiądz 2: No ale przecież na Hammarskjölda znajdzie Ekscelencja chwilę czasu.

Ksiądz 1: Albo nawet na jakąś powieść Grzegorczyka…?

Ekscelencja: Owszem, owszem, troszczycie się i niepokoicie o wiele, a tymczasem nadchodzi ich godzina i panowanie ciemności.

Ksiądz 1: Ksiądz Biskup jak Jeremiasz, albo Hiob. A tymczasem ja mam same dobre przeczucia. Zapewne nastąpi kilka dni, najwyżej dwa czy trzy tygodnie internowania, a potem znowu ujrzymy Księdza Biskupa.

Ksiądz 2: Bo – jak mówi Pismo – każdy syn marnotrawny, prędzej czy później, powraca.

Ekscelencja: Masz, rację, drogi Alojzy. To słowa Psalmisty: wracajcie, synowie ludzcy, bo prochem jesteś i w proch się obrócisz…

Ksiądz 1: Będzie dobrze, Księże Biskupie, będzie dobrze.

Ksiądz 2: Smutny święty to żaden święty. Potrzebujemy radości, optymizmu…

Ekscelencja: Będzie dobrze, drodzy księża, na pewno będzie dobrze!

 

Scena 18.

Major: Wydaje się, że wszystko powraca do normy. Nareszcie ustaliliśmy źródło przecieku. To Giuseppe Volpi, chodził z Literatem do tej samej szkoły. Ludziom z Pugli nie wolno ufać. Nigdy.

Inspektor: Panie Majorze, ja też jestem z Pugli…!

Gubernator: Volpi? Kto by pomyślał?

Major: Pan jest wyjątkiem od reguły. Zresztą, po śmierci Kapitana Grossi to Pan, Panie Inspektorze, jest Numero Uno.

Gubernator: A co zrobimy z Biskupem?

Major: Mamy z nim problem, nie spodziewałem się, że ten tchórzliwy staruszek wykaże się takim refleksem. Ale w Boże Ciało przegiął… Nie możemy tego tak zostawić, za chwilę rzucą się na nas z różańcem w ręku.

Gubernator: Co Pan proponuje?

Inspektor: Najlepiej, gdyby zniknął. Może… gdyby został papieżem, jakimś Benedyktem albo Franciszkiem? Niech zniknie, wyjedzie do Watykanu. Wilk syty i pasterz cały.

Gubernator: Wilk syty, pasterz cały, a owieczki w naszej zagrodzie. Musimy pozbyć się tego klechy, który myśli, że jest Świętym Stanisławem albo kard. Wyszyńskim.

Major: Tutaj nie wolno tracić czasu na czczą gadaninę. Za tydzień nasz prezydent ogłosi amnestię, okaże łaskę wszystkich synom marnotrawnych, którzy zbłądzili. Dlatego musimy się spieszyć: Biskup wyjedzie daleko, tam, skąd nikt nie wraca.

Gubernator: Och, rozumiem, iż nie chodzi o Watykan?

Major: Owszem, o ile pamiętam nikt jeszcze nie wie, że Literat nie żyje?

Inspektor: Wprost przeciwnie, opinia publiczna jest przekonana, że wciąż działa. Jedni się go boją, a inni się do niego modlą. I niech tak już zostanie. Tak będzie najlepiej. Dla wszystkich.

Gubernator: Zgadzam sięz Panem, Panie Inspektorze. Pozwólmy zmarłym odpoczywać w spokoju.

Major: I ja się zgadzam z Panem Inspektorem. Ale… gdyby nasz Literat zamordował biskupa…? Lud, który go wielbi, wpadnie w poważne tarapaty: bo jak tu wielbić gościa, który zabił im pasterza.

Niezręczna cisza.

Gubernator: Panie Majorze, jest pan prawdziwym diabłem. Cóż, to poważna decyzja, muszę całą sprawę skonsultować z prezydentem.

Major: Prezydent już wie.

Gubernator: I…?

Major uśmiecha się.

 

Scena 19.

Kawiarnia. Przy stolikach siedzą goście. Agent NNO podchodzi do jednego z nich, tego w najbardziej czarnych okularach. Przekazuje mu szarą kopertę. W środku jest zdjęcie i pieniądze. Show must go on…

 

Scena 20.

Major: Czy Księża mogliby zostawić nas samych? (wychodzą, po wymienieniu spojrzeń z biskupem) Panie, Gubernatorze…

Gubernator: Księże Biskupie, to było naprawdę niepotrzebne. Orędzie w obronie prawdy? Słowo pasterza do swoich owieczek? My naprawdę nie jesteśmy aż tak źli. A Ksiądz Biskup tak od razu, bez żadnego pardonu, z grubej rury: o zbrodniczości systemu, o bezbożnictwie i grzechu. Tak nas opieprzać, jak Święty Michał Lucyfera. Ładnie tak?

A przecież można było dialogować, coś razem ustalić, trochę ponegocjować. No nie? Ale cóż, w tej sytuacji nie widzę możliwości dalszej współpracy z Kościołem. Niestety. Proszę tego nie traktować jako zemsty. To prosta konsekwencja. Dla innych, niech sięuczą, jak nie wolno postępować z władzą.

Ekscelencja: Czy Panowie już wszystko powiedzieli?

Gubernator: Z mojej strony tak, to wszystko, ale Pan Major ma jeszcze do księdza jedno słowo.

Major: Tak, jeszcze ja… myślę, że Ksiądz Biskup mnie zrozumie, to trochę jak gra w szachy. Ktoś musi przegrać! Ktoś musi przegrać!

W ciemności słychać strzał. Potem drugi.

 

Scena 21.

J. leży (siedzi) na szpitalnym łóżku. Na przeciwległej stronie sceny pojawiają się – kolejno – Gubernator, udzielający wywiadu; Lekarz, oglądający wyniki badań; Inspektor, grający w szachy z Agentem Tomkiem; Ksiądz Alojzy i Ksiądz Zygmunt, zapalający świece na grobie biskupa.

 

Scena 22.

Kapral Mucha: Zdrajca zdradzony nie jest zdrajcą. Nikczemnik rozgrzeszony przestaje być nikczemnikiem. I nieważne kto udziela rozgrzeszenia. Tak było i tak będzie zawsze. Gdy święty i szlachetny modli się w kościele, ja rządzę. Ja rozdaję karty. Ja jestem agentem niewidzialnym, który zdobi pierwsze strony gazet i ekrany waszych telewi-zo-zo-zorrów. Bo wcale nie muszę się bać. Żadnego kamuflażu, żadnej maski, żadnych falsyfikatów, sobowtórów, iluzji. Mogę wystąpić z odsłoniętą przyłbicą, mówiąc, kim jestem, bez obłudnego incognito. Skoro głośno obwieszczam, że jestem agentem i zdrajcą, nikt w to nie uwierzy. „Przecież prawdziwy zdrajca nigdy by nie ujawnił, że to on jest agentem”. Taaak… to bardzo logiczne – i równie fałszywe.

Kapral Mucha jest panem świata. Kapral Mucha jest królem waszych ciał i dusz. I nawet nie muszę się ukrywać. Mogę głośno ogłosić swoje panowanie, które było, jest i będzie. Niech żyje królestwo kaprala!

Wchodzi człowiek ubrany na czarno i podaje kapralowi plastikowy kubek z wodą mineralną. Kapral pije do dna.

Kapral Mucha: Jeżeli myślicie, że to była trucizna, to.… jesteście w błędzie. Oczywiście, oczywiście, jeśli chcecie, mogę teraz udawać, że wypiłem truciznę, chwycić się za gardło, tarzać po ziemi, ryczeć: Pomocy! Pomocy! Ja konam… Ale ja: nie konam. Żyję. Trucizna…? Owszem, była. W herbacie, którą wypiłeś rano.

 

Scena 23.

Przyjaciel z niebieskim parasolem spaceruje pustą ulicą.

W tle „Tyle słońca w całym mieście”.

Klimat spokoju i radości.

Scena 24.

Zapowiadani przez konferansjera – na ekranie ukazują się wodzowie sowietlandu. PORTRET PUTINA. PORTRET STALINA. PORTRET LENINA. Ich „złote” myśli z głośnika.

Konferansjer: Przed Państwem trzech wielkich, którzy zmienili świat. Oto wypisy z ich, z nich, z ich… no, z nich. Dodam, to autentyczne cytaty, prawdziwe, proszę nie regulować odbiorników!

Rosyjskie samoloty atakują i będą atakować Czeczenię, skupiając się wyłącznie na bazach terrorystycznych. Działania te będą kontynuowane, niezależnie od tego, gdzie przebywają terroryści. Będziemy prześladować ich wszędzie, w portach lotniczych i proszę mi wybaczyć dosłowność, nawet w wychodku ich złapiemy i w wychodku ich zamoczymy, koniec końców. Wszystko, tę sprawę uważam za zamkniętą (Wladimir Putin).

Zaplanować działanie, wybrać ofiarę, działać bezlitośnie, a potem iść spać – nie ma nic lepszego na świecie (Józef Stalin).

Teraz i tylko teraz, gdy w rejonach dotkniętych głodem zjada się ludzi, a setki, być może nawet tysiące, ciał leżą na drogach, możemy (a nawet musimy) likwidować własność kościelną – przy użyciu wszelkich koniecznych środków –z zawziętą i bezwzględną energią, i bez wahania zgnieść najmniejszy opór (Włodzimierz Ilicz Lenin).

Scena 25.

Nowy Jork. Lotnisko

Jezus ukazuje się wysoko.

Na dworcu Jot., jacyś ludzie. Objawienie  jak przy spotkaniu Piotra  – Quo vadis, słowa Jezusa wypowiada do J. przypadkowy pasażer.

Pasażer: Jonaszu… Jonaszu, dokąd idziesz?

J. Kim jesteś?

Pasażer: Kim ty jesteś i dlaczego uciekasz przed swoim losem?

J. Miałem straszny sen, nie chcę tutaj być, muszę uciec daleko, jak najdalej!

Pasażer: Nie uciekniesz przed sobą, a to, co widziałeś, stanie się rzeczywistością – jeśli opuścisz to miejsce. Zostań tutaj i walcz!

J. Mylisz się, nie jestem z rodu świętych wojowników, jestem tchórzliwym cwaniakiem, który nie wierzy nawet we własne siły… Zwycięstwo i klęska mają dla mnie ten sam smak (pada na kolana). Nie dam rady, chcę odejść…

Nieprzytomny upada na scenę…

Pasażer: A zatem odejdź, ale wiedz, że Ja tutaj jestem, zawsze czekam na ciebie.

 

Scena 26.

J. powoli podnosi się z ziemi. Patrzy na miejsce, gdzie przed chwilą stał Jezus. Potem na widownię. I rusza przed siebie.

Niczym Jezus w „Pasji”Mela Gibsona.

 

Epilog

Film: człowiek idzie po morzu. Wpatruje się w niebo. Wielka ryba podpływa i połyka go. W tle muzyka klasyczna. Wyświetla się potężny napis, najpierw Q, a po nim łacińska sentencja:

Q

Quis ut DEUS

Prezentacja: pojawiają się zdjęcia ze spektaklu.

Jako ostatni ukazuje się Jezus (Święte Oblicze).

Końcowa sekwencja to zawołanie Świętego Michała Archanioła.

„Któż jak Bóg”

 

 

POSTSCIPTUM

Premiera Historii Jonasza odbyła się 13 grudnia 2014 roku, w 33. rocznicę wprowadzenia stanu wojennego. Dwa dni wcześniej minęła 20. rocznica sowieckiej agresji na suwerenne państwo czeczeńskie (11 grudnia 1994). W wyniku ludobójstwa dokonywanego przez Rosję życie straciło 255 tys. cywilnych mieszkańców, wśród nich co najmniej 42 tysiące dzieci, które nie dożyły 11. roku życia. Ofiar komunizmu jest oczywiście więcej… W samym Związku Sowieckim w pięcioletniej wojnie domowej o wprowadzenie komunizmu (1917-1922) zginęło 9 milionów ludzi, natomiast w l. 1924-1954 – kolejne 20 milionów ofiar; w Chinach Ludowych (do 1976) 40 milionów zamordowanych; w Korei Północnej „tylko” 2 miliony; w Rumunii 100 tysięcy; w Kambodży 225 tysięcy, w Wietnamie (do 1975) – 430 tysięcy ofiar. Im wszystkim, Bezimiennym, obleczonym w „liczbę”, męczennikom komunizmu – dedykowana jest Historia Jonasza.

  • Liturgia dnia

  • Msze Święte

    W niedziele i święta:
    8.00, 10.00, 12.00 i 17.00
    W tygodniu:
    17.00

  • Spowiedź

    codziennie 30 min. przed Mszą świętą

    w niedziele – w czasie Mszy świętej

  • Kancelaria Parafialna

    Najlepiej po prostu przyjść na Mszę świętą o godz. 17:00. Po liturgii pomodlić się jeszcze chwilę jakąś „białogońską” modlitwą, np. PRZEMIEŃ NAS, PANIE,/ PRZEMIEŃ NAS, PANIE JEZU,/ PRZEMIEŃ NAS, PANIE JEZU CHRYSTE,/ I ZMIŁUJ SIĘ NAD NAMI, a potem śmiało wkroczyć do zakrystii… Znajdziemy tam jakiegoś pomocnego duszpasterza. Gdyby nikt nie nie okazał nam zainteresowania, to zawsze można sięgnąć po tajemniczą i niezawodną broń: zawołać „SOLO DIOS BASTA”, to na pewno poskutkuje!
    (wejście do kancelarii od ul. Fredry, obok zielonej kapliczki Świętej Joanny Beretty Molli)

  • RSS Diecezja Kielecka

  • Polecane

  • Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.