Aktualności

List do młodzieży, która idzie do Bierzmowania

Młody Przyjacielu!

Mogłeś urodzić się tysiąc lat temu w Australii. Albo za tysiąc lat na Marsie. Mogłeś być buddystą, dżihadystą albo mormonem. A jesteś… no właśnie, kim naprawdę jesteś? Powtarzasz – To proste, jestem katolikiem!

Zgoda, katolikiem, czyli kim?

Jak to kim, udajesz obrażonego, „wierzę w jeden, święty, katolicki i apostolski Kościół”. Więcej, wierzę w Kościół, w którym jest obecny mój Zbawiciel – nade wszystko w sakramencie Eucharystii i Pokuty. W słowie Ewangelii i w modlitwie. W miłosierdziu wobec ubogich oraz we wspólnocie wierzących.

Jak to dobrze, że jesteśmy Kościołem, bowiem Pan Bóg stworzył nas pojedynczo, ale nie chce zbawiać nas indywidualnie; pragnie zbawienia swojego ludu, czyli Kościoła. Ten Kościół to ludzie młodzi i starzy, to kobiety i mężczyźni, to święci i grzesznicy, to mistycy i ateiści. Ateiści, czyli tacy, którzy wierzą, choć oficjalnie mówią, że nie wierzą. Tak jakoś wstydzą się własnej wiary, że udają niewiarę. Kościół to łódź, w której jest miejsce dla każdego. Nie wielki „Titanic”, ale mała łódka, która pomimo burz i nawałnic bezpiecznie dopłynie do portu. Taki jest Kościół, mistyczne dzieło Boga, w którym mieszka On sam i czuwa nad swoim ludem.

A zatem, raz jeszcze, kim naprawdę jesteś?

Kim pragniesz być w oczach Boga? W Jego Sercu?

W Jego świętym Kościele?

Młodość to niezwykły czas, pamiętajmy jednak, że młodość nie jest sprawą kalendarza. Jak uczył nas Papież Franciszek, można być młodym emerytem, który leży na kanapie i ciągle narzeka. Można też być dzielnym stulatkiem, któremu niestraszne żadne przeciwności, ponieważ jego serce jest pełne nadziei. Prorok Izajasz napisał o tych, co zaufali Panu, iż otrzymują skrzydła jak orły – odnawia się w nich duch młodości (por. Iz 40, 31).

Powołani jesteśmy, aby stać się billboardem: ogłaszać  całemu światu to, co niesiemy w sercu. Prawdę naszego życia, którą jest Nauczyciel z Nazaretu.

To ON popatrzył z miłością na młodzieńca w Ewangelii.

A zatem warto patrzeć w Niebo… 

 

1

Dzisiejszy świat roi się od efemerycznych nauczycieli. Nie uczą młodych, jak żyć, ale jak konsumować czas życia. Bez porywu ideałów i busoli moralności nowe pokolenie nie wie, co robić ze swoją egzystencją. Rozrzuca ją jak przedmiot pozbawiony wartości. Bez motywacji duchowych, które je odzyskują i podnoszą, życie staje się nieznośnym ciężarem (Livio Fanzaga).

 

2

Któregoś wieczoru święta Teresa szła jak zwykle klasztornymi schodami w górę. Nagle w jej stronę zaczął schodzić powoli mały chłopczyk. Uśmiechał się tylko i nic nie mówił. Teresa, zdziwiona tym widokiem, no bo skąd wieczorem w klasztorze wzięło się dziecko, zapytała:

– SKĄD TY JESTEŚ? JAK SIĘ NAZYWASZ?

Dziecko na to odpowiedziało pytaniem:

– POWIEDZ SIOSTRO, JAK TY SIĘ NAZYWASZ?

– JA JESTEM TERESA OD JEZUSA.

– A JA JESTEM JEZUS OD TERESY – odpowiedziało dziecko i… zniknęło.

 

3

Trzech wędrowców spotyka Jezusa. A nawet więcej, trzej młodzieńcy szukają Go, aby wyznać Mu swoją fascynację, aby zgłosić swoje pragnienie, aby podzielić się tęsknotą: PÓJDĘ ZA TOBĄ…!

A Jezus nie podaje im pomocnej ręki. Wszyscy odchodzą bez zielonego światła, okazują się marzycielami, których nie stać na wytrwały wysiłek. Droga za Jezusem okazuje się niełatwa: Jeśli chcesz pójść za Mną, weź swój krzyż, zaprzyj się swojego egoizmu i lenistwa, odrzuć tchórzliwe i gnuśne myśli, zapomnij o manii własnej wielkości.

Trzech młodzieńców odchodzi ze smutkiem, ale…

Halo, halo, pojawia się ktoś czwarty!

Ktoś, kto przypomina mi…? Tak, to ja!

To ja przychodzę i to do mnie Jezus mówi: Czy pragniesz pójść za MNĄ?

Otwieram usta, aby odpowiedzieć: Panie, Ty wiesz, Ty wszystko wiesz

ale ON już pomaszerował dalej. A z Nim jego uczniowie.

Poczułem łzy, samotny i zawstydzony zostałem na progu mojego domu, z tym okropnym drżeniem serca. Zamknąłem powoli drzwi, moja kanapa z zadowoleniem pomachała mi łapką. I już miało być JAK ZWYKLE, gdy… do moich uszu doszedł hałas i rwetes.

Trzech marzycieli biegło sprintem za orszakiem Jezusa!!!

Chcemy przeżyć prawdziwą przygodę, przygodę miłości – oczy ich pełne były blasku. Ostatni raz popatrzyłem na wygodną, znudzoną kanapę, i krzyknąłem tak głośno, że mój czarny kot uciekł w popłochu:

Panowie, czekajcie, przecież ewangelistów musi być CZTERECH!

 

4

Ewangelista mówi, że matka młodzieńca z Nain była wdową. To znaczy pochowała swojego męża, a teraz idzie w orszaku żałobnym, bo właśnie umarł jej syn. Towarzyszy jej spory tłum z miasta. Wszyscy opłakują to nieszczęście – oto umarł jedyny syn samotnej wdowy. I tutaj zaczyna się najważniejsze:

Na jej widok Pan Jezus użalił się i rzekł: „Młodzieńcze, wstań!”

Następuje wskrzeszenie zmarłego i wielka radość wśród żałobników. Młodzieniec, umarły przed chwilą, a teraz wskrzeszony i żyjący, coś mówi. Ludzie wrzeszczą z radości i wiwatują. Rodzina z radości tańczy i śpiewa. Jakaś dziewczyna podskakuje do góry: „A jednak nie będę starą panną, mój Beniamin żyje!”

A co z matką? Straciłem ją z oczu!

W tak wielkim tłumie zginęła i nie wiem, czy całuje swoje odzyskane dziecko?

Czy może klęczy przed Jezusem, dziękując za cud?

Czy biegnie do domu, bo trzeba urządzić ucztę dla gości – dzisiaj wszyscy chcą dzielić jej radość! My też, a co…? Jak wszyscy, to wszyscy!

Nie widzę jej twarzy, ale tak myślę sobie, że matka nadal płacze.

Teraz już – ze szczęścia!

 

5

Do autobusu wsiadła para niewidomych. Młodzi, prawie dzieci, mieli na rękach obrączki.  Zakochani, przekomarzali się głośno. On mówił: – tak, ona powtarzała: – nie! Promienieli szczęściem, ręce ich się szukały. Byli sami w tłumie, w swojej ciemności. On – z białą laską, ona w grubych okularach, poza którymi widniały ślepe, białawe gałki oczne.

Tak i my z Tobą szukamy się w naszej ciemności (Anna Kamieńska).

 

6

Piękno rodzi się w tym, co małe, maleńkie, jak kropla deszczu, jak iskierka, jak cicha łza. Jak jeden uśmiech. Tylko skradzione pocałunki świecą w ciemnościach. Nie wielkość – nie wspaniałość – nie ogon ognistego smoka. Tylko małe serce, zakochane tak, że nie liczy się już nic wokół, potrafi bić. I jeszcze kochać namiętnie świat. Chociaż czasem bije w najmniej oczekiwanych godzinach, jak zegar, który pomylił daty. A jednak tę właśnie małość – umiłował Bóg. Z tej małości ludzkiej rodzi się dzieło Boga. Cudowne. Tajemnicze. Wieczne.

Święty Josemaria Escrivá z uśmiechem pisze o niecierpliwości serca, które modli się z prostotą i zaufaniem: „Mówiłeś Panu: Nie chcę się zestarzeć, Jezu… Musiałbym zbyt długo czekać, by Cię ujrzeć! Wtedy, być może, nie miałbym już serca płonącego tak jak teraz. Wydaje mi się, że w starości to zbyt późno. A zjednoczenie z Tobą teraz byłoby szlachetniejsze, gdyż kocham Cię Miłością młodzieńczą!” (Camino, 111).

 

7

Patronką muzyki kościelnej jest święta Cecylia. Kto śpiewa, ten dwa razy się modli, więc warto pamiętać o świętej Cecylii. Hola, hola! Zależy co śpiewasz? Jeśli śpiewasz: trala lala albo umpa umpa, hopsa sa, to wcale się nie modlisz! No to może inaczej: kto śpiewa na Bożą chwałę, ten prawdziwie się modli. Przypomnijmy sobie Światowe Dni Młodzieży. Błogosławieni miłosierni, albowiem oni – miłosierdzia dostąpią. Miliony ludzi śpiewało te słowa. A Święta Cecylia w niebie stukała nóżką. Śpiewali, aż się niosło po krakowskich Błoniach, po Brzegach, na cały świat. Od Polski do Panamy!

I Papież śpiewał! Który? Jak to który? Franciszek. Ten sam, który uczył, że trzeba wstać z kanapy i ruszyć w podróż. Że trzeba przeżyć przygodę miłości. Że na tym polega młodość – z radosnym sercem biegnę przez świat, drogą do Nieba. I śpiewam z tej radości. Czasami „Błogosławieni miłosierni” z papieżem Franciszkiem. A czasami „Góralu, czy ci nie żal?” ze świętym Janem Pawłem. A gdy tak śpiewam i śpiewam, i śpiewam – to serce we mnie rośnie. To raduje się dusza. I staję się tym, o czym śpiewam. Staję się świadkiem miłosierdzia, który głosi całemu światu miłość Chrystusa. I nawet nie muszę do tego kończyć Akademii Muzycznej. (Jeżeli już – to Akademię Modlitwy na Białogonie). Wystarczy radosne serce. Serce pełne wiary. A wówczas nawet czarne chmury ustępują przed promieniami słońca. Przecież o tym śpiewamy: Kocham, więc nie muszę się bać!

 

8

Ewangelia nie oznacza łatwego i wygodnego życia. Wprost przeciwnie: zmusza do wysiłku. Ktoś powie: to dla mnie zbyt męczące, więc może lepiej usiąść spokojnie na kanapie, włączyć TV i… nie przejmować się tak bardzo Panem Bogiem i Jego orędziem zbawienia. Nie to, żebym nie wierzył, ale – na nawrócenie zawsze będzie czas później. Godzinę przed śmiercią, chwilę przed ostatnim uderzeniem serca, westchnę sobie do Boga, a ON mnie ocali, jest przecież miłosierny!

Tak myślą niektórzy. Którzy…? No nie wiem, bo ja tak nie myślę! Ewangelia nie jest wygodnym fotelem, ale łódką, którą płyniemy na spotkanie przygody. Na tej łodzi, na łodzi Kościoła, dla każdego jest miejsce. I nawet nie trzeba wiosłować, bo Duch Święty wieje, kędy chce. A my stawiamy żagle i, żegnaj Gdynio, za chwilę zawiniemy do Porto Alegre. Porto Alegre to miasto w Brazylii. Łódź Kościoła płynie, a na jej pokładzie Papież Franciszek, młodzież z Rio i z Krakowa, z Panamy i Lizbony, i z krańców świata. Zamiast kanapy z widokiem na gnuśną i wiecznie-narzekającą-starość – młodość ducharadość serca. Nieustająca radość, bo wiemy, że najlepsze dopiero przed nami! Na pokładzie załoga, która jest prawdziwą rodziną. Świętą rodziną Kościoła. W takiej rodzinie mieszka Bóg. Najlepszy Ojciec. W takiej rodzinie wszyscy wiedzą, że kłótnie i gniew są dobre… dla piranii.

 

Niech będzie uwielbiony Jezus Chrystus…!
… na wieki wieków. Amen. Alleluja-amen!

(zapraszamy na spotkania formacyjne w naszym starym kościółku, dzięki Wam ponownie stanie się młody)

 

  • Liturgia dnia

  • Msze Święte

    W niedziele i święta:
    8.00, 10.00, 12.00 i 17.00
    W tygodniu:
    17.00

  • Spowiedź

    codziennie 30 min. przed Mszą świętą

    w niedziele – w czasie Mszy świętej

  • Kancelaria Parafialna

    Najlepiej po prostu przyjść na Mszę świętą o godz. 17:00. Po liturgii pomodlić się jeszcze chwilę jakąś „białogońską” modlitwą, np. PRZEMIEŃ NAS, PANIE,/ PRZEMIEŃ NAS, PANIE JEZU,/ PRZEMIEŃ NAS, PANIE JEZU CHRYSTE,/ I ZMIŁUJ SIĘ NAD NAMI, a potem śmiało wkroczyć do zakrystii… Znajdziemy tam jakiegoś pomocnego duszpasterza. Gdyby nikt nie nie okazał nam zainteresowania, to zawsze można sięgnąć po tajemniczą i niezawodną broń: zawołać „SOLO DIOS BASTA”, to na pewno poskutkuje!
    (wejście do kancelarii od ul. Fredry, obok zielonej kapliczki Świętej Joanny Beretty Molli)

  • RSS Diecezja Kielecka

  • Polecane

  • Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.