Ojciec Piotr Rostworowski – dzisiaj 25 rocznica jego śmierci, tzn. narodzin dla Nieba – to mnich, benedyktyn (OSB), który został kamedułą (EC). W młodości służył w pułku ułanów w Wilnie, potem studiował w Paryżu, aby w końcu wstąpić do opactwa Świętego Andrzeja w Brugii. Był spowiednikiem kard. Karola Wojtyły, a ks. Franciszek Blachnicki radził się go w najważniejszych kwestiach dotyczących oazy. Tłumaczył Pieśń nad Pieśniami. „Mistyk! Mąż opatrznościowy” – mówili o nim ludzie, do których napisał niemal 30 tysięcy listów. Jego życie to gotowy scenariusz na poruszający film. Bogaty ziemianin, który wybrał ubóstwo. Erudyta, który zdecydował się na życie bez słów. Rozchwytywany mnich, który ostatnie lata przeżył jako rekluz w całkowitym milczeniu. Człowiek, który budował mosty, rzucał światło i ubolewał nad przerażającą powierzchownością i miernotą współczesnego człowieka. Ojciec Piotr Rostworowski jest jednym z największych mistrzów życia duchowego XX wieku. Pokornie ukryty w kamedulskim eremie potrafi przyjść z pomocą współczesnym nihilistom, pozbawionym sensu życia, karmiącym się jedynie swoimi kompleksami i lękiem. W tej duchowej (a zatem jak najbardziej egzystencjalnej) pustce człowiek żyje w ciemności – pogrążony w amnezji i nieustannie atakowany przez „bestiarium” nowych/starych demonów. Niczym w smutnej sentencji, której bohaterami są Brytyjczycy: Anglik nigdy nie pamięta, a Irlandczyk nigdy nie zapomina – współczesny człowiek również cierpi na chorobliwy stan pamięci/niepamięci. Zapomniał o Bogu, swoim Stwórcy, natomiast nieustannie pamięta o przeszłości pełnej zła i nienawiści, na które został skazany przez własną pustkę duchową. Bez Boga jego życie zmieniło się w ciemności – i w tych ciemnościach doświadcza bólu i niemocy, pozbawiony poczucia własnej wartości, w chaosie i dezorientacji, które wymazują jego tożsamość, w ciągłym lęku o nieznane jutro, z boleśnie doświadczanym brakiem odpowiedzi na podstawowe pytania. Kim jestem? Dokąd zmierzam? Jaki jest sens ludzkiego życia? W swoich uwagach o modlitwie o. Rostworowski okazuje się bardzo praktyczny. W jego objaśnieniach modlitwa nie jest sztuką dla sztuki, ale duchowym zmaganiem, które znajduje swój konkretny wyraz w codziennym życiu człowieka. Kierownikom duchowym poleca, by łagodnie gromili pobożnych, którzy trwają długo na modlitwie, ale ich pobożność nie „przekłada się” na życie, nie przynosi rozwoju duchowego. „Nie powinien wówczas kierownik pozwalać na długie modlitwy, gdyż to prowadzi do utrwalenia penitenta na drodze złudzenia i pychy (…) Tego rodzaju sytuacja zachodzi zazwyczaj, gdy penitent ucieka od rzeczywistości w urojony świat modlitwy, zamiast w modlitwie czerpać siłę na stawianie czoła rzeczywistości”. A zatem w modlitwie należy z całych sił trzymać się zdrowego realizmu, bowiem podstawową zasadą życia duchowego jest prawda, że Boga można spotkać jedynie tu i teraz, a nie gdzieś lub kiedyś.
Człowiekowi nakazano obrócić się w proch, ale być prochem w ręku Boga Żywego to wielka kariera.
Kościół nie po to został ustanowiony, aby był piękny, tylko po to, by zbawiał.
Człowiek powołany został do życia twarzą w twarz z Niewidzialnym i Niepojętym, do patrzenia Mu w oczy. Wtedy dopiero stanie się naprawdę sobą, stanie się naprawdę człowiekiem.
Są dwa rodzaje ludzi: ci, których drogą jest kariera, i ci, którzy chcą służyć.
Trud pokornego powrotu do Stwórcy rozpoczyna się od uznania, iż jesteśmy dziećmi Bożymi oraz jesteśmy grzesznikami.
Dramat współczesnego człowieka polega na oderwaniu życia od modlitwy, na braku autentycznej wiary w moc modlitwy.
W stanie grzechu trudno o szczęście, a nawet trudno wytrwać w człowieczeństwie, dlatego potrzebujemy nawrócenia; ponieważ każdy jest grzesznikiem, więc każdy potrzebuje nawrócenia. Należy na nowo zapalić we współczesnych ludziach światło wiary. Refleksje o. Rostworowskiego to wprowadzenie w życie duchowe, to chrześcijańska szkoła modlitwy, czyli zdolność do spotkania Boga w codziennych sprawach życia. Właśnie owa „codzienność” jest najbardziej inspirująca: nie tyle chodzi o życie wieczne „po śmierci”, ale o życie wiecznością w konkrecie ludzkiej egzystencji. Celem jest życie w przyjaźni z Bogiem, którego finałem jest spotkanie z Bogiem-Przyjacielem w Jego królestwie wiecznym. Pogrążony w banalności i uśpiony, współczesny człowiek przestał wierzyć w cud „innego” życia. Odcięty od duchowości przeżuwa swoje dni w lęku i smutku. Tymczasem przemiana życia jest możliwa i – jest cudownie prosta, tak przynajmniej uczy o. Piotr Rostworowski. Ten niepokój człowieka, tęsknota jego serca, pragnienie duszy, znajdują swoje odbicie w modlitwie. Człowiek staje się człowiekiem, gdy się modli. Bez modlitwy nie ma wiary, bez modlitwy zamiera życie duchowe. W swoich naukach pokorny mnich nie poleca żadnych skomplikowanych i specjalnych studiów: Nauczyć się modlitwy można tylko modląc się i ktokolwiek będzie się wytrwale modlił, ten się nauczy modlitwy.