Żeś nie tam kędyś daleko za morzem –
Aleś tu, miał drogi cierniste
I żeś tu, naszym przechadzał się zbożem,
Puszczając palce po harfie tych kłosów,
Co mają ludzki jęk i echo głosów.
I że tu, w którejś z chat naszych, o Panie,
Gdzie przez tułaczy wytarte są progi,
Był Twój Wieczernik smętny i rozstanie
I chleb łamany z braćmi, i te trwogi,
By słów ostatnich nie wydały ściany,
I pożegnania kielich.
I zdaje mi się, że tu – nasze sosny,
Te białe brzozy szumiące wśród ciszy,
– To był Ogrójec Twej męki żałosnej,
To były Twego Ogrójca oliwy.
I wiem, że tutaj – na miedzy wśród drogi,
U jakiejś starej zapadłej mogiły
Musiały wyróść te ciernie i głogi,
Które w Twą głowę bolesną się wpiły,
Bo żadne inne tak ranić nie mogą
Jak te, co rosną tu – nad naszą drogą.
I to wiem, Panie, żeś tu – kiedyś blisko
Pod krzyżem upadł na nasze ściernisko
I żeś krwią swoją te ziemie zakrwawił
I obraz na niej swej męki zostawił.
I patrzę nieraz na te pola puste,
Jako na świętej Weroniki chustę.
I zdaje mi się, że tu leżysz w grobie,
Który jest ciężkim zawalon kamieniem –
I nie straż pilna – czuwa przy Tobie –
Ale ja – czekam z tęsknotą i drżeniem,
Bo wiem i czuję, że tu też, o Panie,
w Dniu Trzecim – będzie Twoje
Zmartwychwstanie.
[Maria Konopnicka, W Wielki Piątek, 1900]